Następny proszeee! No następny...Panieee...tu się nie śpi....tu się pracuje i testuje! Nextie, Nextie bitte! Tymczasem, za drzwiami, przyczaił się tygrys...wręcz smok dziki, choć ukryty. Przyczaił się i czeka już tak od paru miechów na podsumowanie. Zima trzydziestolecia za pasem, więc do dzieła!
Dosiąść smoka to nie lada sztuka! Tym większa, gdy waży się więcej niż kontener chińskich zupek a ma się marzenie zbudować lekkiego fatbajka, który się nie rozpadnie na pierwszej lepszej chopce. Najkorzystniejszy zysk wagowy można uzyskać tak naprawdę na dwóch elementach - na ramie oraz na kołach. Ale prawda jest jednak okrutna - najlepszy i tak naprawdę najbezpieczniejszy tuning gwarantują wyłącznie koła - lekkie koła. Czy można jednak pogodzić lekką wagę i odporność na zniszczenie/zmęczenie? Najpopularniejszym i względnie tanim materiałem jest nadal aluminium, ale to włókno węglowe rządzi!. Szczerze powiedziawszy sam nadal nie do końca wierzę w to co właśnie piszę, ponieważ do ubiegłego roku byłem zdecydowanym konserwatystą - jeśli koła mają być mocne, to nie mogą być lekkie i z pewnością nie mogą być karbonowe. Bo węglowe koła to tylko dla szczupłych golinogów, prosów i wycieniowanych harpagonów.
Moje przekonanie utwierdzałem przede wszystkim na podstawie "doświadczeń" innych ekspertów, którzy zdecydowanie odradzali wchodzenie w karbon osobom cięższym niż 100kg. Przesiadając się na tłusty rower, nie miałem wielkich nadziei, ale natknąłem się na Aliexpress, a tam....całe bogactwo karbonowych obręczy, gotowych kół systemowych. I praktycznie wszystkie reklamują się jako te niezniszczalne z limitem wagowym powyżej 120kg i więcej...W międzyczasie pojawiły się w Internecie teksty obalające stereotyp słabych kół z włókna węglowego, gdzie autorzy podkreślali wyjątkową wytrzymałość oraz sztywność karbonowych rafek, a koronnym argumentem jest powszechna obecność karbonu w rowerach enduro oraz DH.
Pozostało kluczowe pytanie, którego azjatyckiego producenta wybrać. Bo prawda jest okrutna...obręcze od Wuja Wo-Szu na zdjęciach wyglądają pięknie, a w realu ich jakość może pozostawić wiele do życzenia, albo przynajmniej obarczona jest ryzykiem. Rozwiązanie jest oczywiste (jak na Allegro), wybrać producenta z mnóstwem pozytywnych komentarzy, lajków na Insta i fejsie, oraz już ugruntowaną historią. Wybór padł na dwie marki z Azji, ale jury oficjalnie wytypowało jednego producenta, który w międzyczasie przypłynął do Polski i ustanowił tam swoje przedstawicielstwo. O kim mowa? No to raczej oczywiste - znany chiński smok NEXTIE oraz jego rodzimy przedstawiciel - firma Velofun ze stolycy Polszy.
Co więcej, szybki kontakt zakończył się zbiorczym zamówieniem - do "koszyka marzeń" wpadły dwa komplety obręczy. Lekki jak piórko Bartek, otrzymał ultralekki zestaw Xiphias Premium, za to misiaczek Ślizgacz dosiadł "Dzikiego Smoka" - model "Wild Dragon Mark II", który przykuwa wzrok charakterystycznym stożkowym profilem, jawnie przypominającym zabudowane koła aero. Taki kształt nie jest przypadkowy. Model Wild Dragon został zaprojektowany przez eksperta od latania na tłusto w trudnym terenie - Kanadyjczyka Ryan'a Melnyck'a.
Obręcz jest przeznaczona dla cięższych jeźdżców, z limitem wagowym 200kg (w/g krajowego dystrybutora), choć producent podaje na stronie aż 250kg(!!!), i/lub agresywnie śmigających miłośników tłuszczu. W każdą z tych "dyscyplin" staram się wpisać co najmniej jednym pośladkiem, choć zdecydowanie przoduję w dyscyplinie wagowej. Jak już wspomniałem, między innymi dlatego wybór padł właśnie na "Dzikiego Smoka".
Zerknijmy na parametry techniczne. Wild Dragon występuje w przyrodzie w trzech wersjach - 85mm, 90mm oraz jako trzy-szprychowe całe koło (90mm). Ja wybrałem opcję zwykła 90mm, uznając, że będzie do idealny kompromis między rafką 80mm a 100mm, gwarantujący optymalne osadzenie chudych papuci 4.0" oraz grubasów 4.5-4.8". Te dodatkowe 5mm węglowej dzianiny także przyda się w kontekście wytrzymałości i sztywności. Strata na wadze jest w moim przypadku nieistotna, ponieważ obręcze są i tak niebo lżejsze (200g) niż np. Sun Ringle Mulefut 80, na których do tej pory śmigałem. Według producenta, Nextie Wild Dragon waży zirka 650g. Niestety, tu przyznaję się bez bicia, nie dane mi było zweryfikować tę daną, gdyż obręcze trafiły od razu do eksperta od budowy tłustych kół - oficjalnego zaplatacza Nextie Polska - serwisu Świat Roweru w Warszawie.
Do produkcji obręczy Wild Dragon zastosowano nieco cięższe i bardziej pospolite włókno T700. W bardziej wycieniowanych modelach stosuje się lżejszy moduł T800. Wykonanie stoi moim zdaniem na najwyższym poziomie porównywalnym z konkurencją typu HED. Podobnie o obręczach Nextie wypowiedział się serwisant.
Jak wspomniałem wyżej, Wild Dragon ma stożkowy profil, wysoki aż na 40mm, co wyraźnie "skraca" obręcz (ERD 499mm) nie tylko optycznie, ale też wymaga użycia krótszych szprych. Nie jest to rekord świata, bo Nextie ma w swojej ofercie bardziej radykalne modele. Pancerność "Dzikiego Smoka" objawia się także w wyjątkowo mocnym, możliwym naciągu. Producent zaleca 130kgf.
Otwory pod szprychy zostały umiejscowione centralnie z lekim offsetem - 2.5mm oraz nawiercone osiowo i radialnie pod różnymi kątami umozliwiającymi lepsze osadzenie nypla.
Producent zastosował rant obręczy typu "half-hookless". Rzeczywiście krawędź jest leciuteńko zagięta. Zaletą takiego rozwiązania jest mniejszy ryzyko zrolowania słabo napompowanej opony podczas ostrzejszego zakrętu. Jednocześnie taki kształt umożliwia łatwiejsze wstrzelenie się opony typu "tubeless". To nie jedyny "ficzer" usprawniający montaż opony bezdętkowej. W testowanym modelu inżynierowie zaimplementowali wyprofilowany kanał w centralnej części obręczy, dzięki któremu dobrze ułożona opona łatwo i przyjemnie przemieszcza się w kierunku rantu. Czy tak jest w istocie? Cóż...nie jest tak kolorowo, jak myślałem, ale sporo zależy od samych opon. Niektóre reagują błyskawicznie, a niektóre wymagają "ręcznego wspomagania".
Do całości obrazu należy dodać możliwość tuningu wizualnego każdej obręczy, począwszy od "wzoru" ułożenia zewnętrznych włókien a skończywszy na graficznych detalach. My zamówiliśmy zestawy współgrające z kolorystyką karbonowych ram.
Jazda i użytkowanie
Starzy Indianie powiadają, że twoje "koła są tak dobre jak Manitou, który je zaplatał i jeździec, który na pstrym koniu jeździ"...czy jakoś tak. Nie ulega jednak wątpliwości, że karbonowe koła wymagają znacznie większego nakładu pracy, wiedzy i doświadczenia budowniczego, niż aluminiowe odpowiedniki. Wiąże się to ze specyfiką włókna węglowego, ale także profilu obręczy. Inaczej będzie zachowywała się na centrownicy jednokomorowa konstrukcja, a inaczej taki "panzerfaust" jak Wild Dragon. Osobną sprawą jest właściwie wykonanie samej obręczy z karbonu. W przypadku aluminiowego profilu, można pewne niedociągnięcia zniwelować odpowiednim naciągiem. W przypadku karbonu, miejsca na korekty jest tyle co nic. Dodajcie do całości wagę jeźdźca, odpowiednie szprychy.....i macie odpowiedź dlaczego za zaplot węgielków Nextie należy zapłacić 250PLN od koła.
Zbudowanie dobrych kół nawet w stolicy Polski nie jest taką prostą sprawą. Mógłbym pokusić się o samodzielny zaplot, bo nauki pobierałem swego czasu u jednego z najlepszych ekspertów w mieście, ale...tym razem stwierdziłem, że moja wiedza kończy się tu, gdzie zaczyna karbon. Obręcze trafiły do wspomnianego wcześniej serwisu Świat Roweru, gdzie prawie cały dzień pastwił się nad nimi szef zakładu. Właściwie rzutem na taśmę udało się złożyć komplet na zeszłoroczny Monteria FatBike Race Góry Stołowe - efekt pracy był widoczny i namacalny! Koła proste jak żyleta w pionie i w poziomie.
Efekt wizualny....no generalnie marzenie. Koła w pół-macie bardzo ładnie korespondują z ramą. Z praktycznego punktu widzenia, dodanie połyskującej warstwy lakieru byłoby wskazane, choćby ze względu na łatwiejsze czyszczenie, ale obecne wykończenie też jest OK.
Ja tu tak od półgodziny pitolę o pierdułach, a wszyscy czekacie na wagę tych toczydełek :). Zanim jednak podam wynik, podpowiem, że użyłem lekkich piast Novatec D202SB z jedyną różnicą, iż w tylnej piaście wymieniłem lekką oś aluminiową na ciężką o 80g stalową.Tył wrzucony na wagę kuchenną ustabilizował się na 1259g, zaś przód na 1049g. Wynik BARDZO DOBRY, choć do kompletu należy dodać jeszcze osie przelotowe oraz tarcze. Niemniej, jakby nie obszywać, fatbajkowe koła ważą tyle co średniej klasy koła do 29era.
Następną czynnością po ważeniu obu delikwentów było zebranie rzeczywistych wymiarów i sam montaż opon. Zewnętrznie Wild Dragon trzyma deklarowane 90mm. W środku pozostaje 83.25mm do wykorzystania. Not Bad...
Od dłuższego czasu nie używam dętek, dlatego w ruch poszedł kompresor oraz taśma. Jak widzicie na zdjęciach, użyłem tym razem "zwykłej" szarej taśmy o szerokości 50mm. Spokojnie można jednak użyć węższej taśmy, najlepiej dedykowanej do systemów bezdętkowych. Ważna informacja - wysokość obręczy oraz samo osadzenie wentyla wymaga użycia dłuższych wersji niż standardowe, aby napompowanie koła obyło się bez problemów. Rynek jest pełen - ekipa fatbike.com.pl poleca jednak produkty sygnowane logiem Trezado - jak dotąd nie zawiodły nas (to się nazywa "kryptoreklama", prawda?)
Podczas 12 miesięcy użytkowania, na obu kołach zagościły co najmniej trzy komplety opon. Stosunkowo najwięcej zachodu wymagały szerokie Maxxisy Miniony FBR. Opona jest mięsista i grubaśna, zapewne z tego powodu niechętnie chciała wystrzelić z kanału karbonowej obręczy Nextie Wild Dragon. Najmilej wspominam uszczelnienie zestawu Maxxis Mammoth Exo 120TPI 4.0". Nawet nie zdążyłem bąka puścić, gdy guma ciasno siedziała na obręczy.
No to w drogę!...Co tu dużo gadać, różnica między amelinowymi kołami a karbonowymi to moim zdaniem przepaść. O ile różnice wagowe w topowych modelach nie są aż tak spektakularne, to różnica w sztywności i "responsywności" jest bardzo wyraźna i odczuwalna nawet dla laika. Karbonowy Wild Dragon wydaje się oddawać 100% mocy wsadzonej w napęd, co przekłada się oczywiście na efektywność i łatwość w rozpędzaniu. Nie bez znaczenia jest naturalnie niska masa (rotująca) obręczy, co wręcz zachęca do nieustannego dokręcania.
Pierwsze, poważne rozdziewiczenie tłustej Smoczycy miało miejsce podczas Monteria Fatbike Race Góry Stołowe. Podczas tej edycji było zdecydowanie więcej śniegu niż kamieni, więc nie spodziewałem się wielkich przygód na trasie i ciorania węglem o lokalne głazy. Poza tym, nie będę ściemniał - prędzej bym schudł 50kg niż zaryzykował jazdę na gołej obręczy w celach testowych - nieco szkoda tych wydanych paru tysi na wymarzone koła. Niemniej pamiętać należy, że jazda po śniegu to jazda niemal na kapciu, zatem dobicie koła do podłoża jest jak najbardziej możliwe. I tak też się stało - na słynnym kamienistym zjeździe niedaleko Pasterki. Serce mi stanęło na moment, gdy koło dupnęło o kamień. Opona cała, resztka wiatru w kole nadal siedzi chodź jakby wincyj "na górze". :) :). Przyjrzałem się uważnie krawędziom Dzikiego Smoka, ale bestia wyszła bez szwanku, bez najmniejszej rysy. W związku z minimalną ilością wiatru w kołach dane mi było zweryfikować skuteczność "pół-haczykowatego" rantu obręczy. To kolejny test zdany przez karbonową rafkę na 5+.
FBR 2019 udało się ukończyć...rower dojechał koła także, jeździec był padnięty. Usatysfakcjonowany efektywnością i niewrażliwością karbonowych kół postanowiłem zaryzykować i pocisnąć z kolegą na Srebrną Górę, na ścieżki enduro. Co prawda enduro-biker ze mnie na razie żaden, ale zjazdy i loty na chopkach na fatbajku były czystą przyjemnością. Jeszcze większą radością była weryfikacja naciągu szprych - bo tego obawiałem się najbardziej. Tymczasem dobry zaplot wykonany przez Świat-Roweru obronił się sam.
Kolejną obserwacją godną odnotowania jest wyczuwalne filtrowanie drobnych nierówności przez karbonowe obręcze. Ten element najłatwiej wyczuć podczas przejazdu np po szutrze, bitej leśniej drodze i w moim mniemaniu ta filtracja pochodzi właśnie bardziej z kół niż jako efekt połączenia wszystkich karbonowych części w moim rowerze. Podkreślę jednak słowo: "filtrowanie", a nie....amortyzacja - Nextie Wild Dragon nie amortyzuje!
PEREŁKA, czyli "MILITARY DROP-TEST"
Krótko po wycieczce na Srebrną Górę nastąpił martwy okres dla mojego fatbajka. Otóż zamiast kół, pękła węglowa rama. Śliczne toczydełka trafiły na hak. Powrót na ścieżkę chwały nastąpił w październiku, gdy odświeżona rama wróciła z serwisu. I byłby to koniec moich wypocin, gdyby nie jedna, kolejna mrożąca krew w żyłach historia. Z racji przenosin do nowego domu, mój rowerowy szrot trafił do garażu. Nowiutka rama, oraz lekko porysowane koła zawisły na końcowym odcinku szyny drzwi garażowych - idealne miejsce - wysoko - zaoszczędzona przestrzeń. Jakież było moje zaskoczenie, gdy otwierając zamaszyście garaż usłyszałem głuche....JEB, JEB, JEB...po czym kilka mniejszych "jeb, jeb, jeb", niczym odbijanej piłki lekarskiej. Tym samym cały węglowy zestaw przeszedł niezapowiedziany słynny test MIL-STD-810G, inaczej "Military-Drop-test". No bo kto bogatemu zabroni? Dla świeżo posklejanej ramy, upadek z wysokości 2.5m okazał się....średnio udany - rozwarstwiło się prawe gniazdo haka tylnego koła. A koła?
Z duszą na ramieniu i łyżwą w majtkach podniosłem oba "Dzikie Smoki". Bestyje okazały się nietknięte!!!! Jedynym znakiem świadczącym o upadku było obtarcie rantu obręczy w miejscu, gdzie koła przydzwoniły o garażową terakotę. Serio...zero pęknięć, rozwarstwienia. Null!. Na szczęście ramę udało się jakoś zebrać do kupy, tym samym od miesiąca znowu śmigam do roboty na fatbajku.
PODSUMOWANIE:
Się napisałem się...Ufff...ale to już koniec. W żołnierskich słowach: ZAJEFAJNE obręcze! Dla kogo? Koniecznie dla Grubasa, koniecznie dla osoby potrzebującej odpornego na bezmyślność sprzętu, koniecznie dla każdego nieprzykładającego wagi do nieco cięższych komponentów rowerowych. Nextie Wild Dragon obroni się sam, a jak przyjdzie pora to ugryzie tak, że pozostanie jedynie kawałek półdupka. Zastanawiacie się czy wejść w węglowe koła a jeśli tak to jakie? Odpowiedź jest jedna, TAK, WARTO - nie ma strachu. Oczywiście, że nie polecam karbonowych kół do bardzo ostrego ciorania po kamieniach bez wcześniejszego zastanowienia nad wyborem linii przejazdu. Węgiel ma swoje ograniczenia jak każdy materiał, choć jak widać wiele zniesie. Z pewnością nie pęknie od tak sobie od przeciążenia ciężarem jadącego - to gwarantuje producent.
Koła Nextie mają jedną podstawową wadę - jaką jest CENA. W polskiej dystrybucji obręcze kosztują 2049 PLN w zależności od kursu dolara (cena wraz z podatkami od wzbogacenia, przyrodzenia, etc). To naturalnie drożej niż u producenta, co wielokrotnie jest wypominane lokalnemu dystrybutorowi. Tylko że prawie nikt nie bierze pod uwagę faktu, iż:
- Polski przedstawiciel bierze pełną odpowiedzialność posprzedażową i gwarancyjną - płacimy zatem za komfort niemartwienia się o proces ewentualnych reklamacji
- Należy opłacić cło, vat, sraty-taty oraz nie daj Bóg cło antydumpingowe jak się celnik przypierwiastkuje.
- niestety firmy azjatyckie mają w głębokim poważaniu taką sytuację
- Każdy chce zarobić choć trochę - sprzedaż cześci i rowerów to nie fundacja non-profit
Generalnie to tak samo jak kupowanie w Internecie i oczekiwanie identycznej ceny w sklepie stacjonarnym. NIE DA SIĘ. Należy wspierać lokalny biznes, dlatego ja wybrałem współpracę z VELOFUN niż sprowadzanie taniej, bezpośrednio z Azji...i nie żałuję!. Należy także uczciwie napisać, że azjatycka konkurencja nie śpi - wiem to także z autopsji, ale PATRZ WYŻEJ - Nextie to sprawdzony i ceniony na całym świecie producent karbonowych kół. Zatem nie tylko mnie powinno to przekonać.
Last but not least...Czuję, że Dzikie Smoczyce zarżnę aż do śmierci....choć prędzej mojej niż ich. HOWGH!
Michał Śmieszek