Scott w zeszłym sezonie przybrał na masie i pokazał dwie tęgie maszyny. Naturalną koleją rzeczy należało oczekiwać rozlania tłuszczu i pojawienia się flagowego spaślaka o karbonowym szkielecie. Czym więc zaskoczyła stajnia z Sun Valley w stanie Idaho?
Smutne wieści docierają ze stajni Scotta. Kiedy w zeszłym roku w ofercie pojawił się młodszy brat Wielkiego Eda - Big Jon, można było się spodziewać kolejnego kroku i zaprezentowania karbonu. Nic z tych rzeczy! Na ten sezon w ofercie pozostał jedynie zeszłoroczny debiutant. Starszy brat zniknął z oferty, a o karbonie możemy już chyba tylko pomarzyć. Jako fan marki czuje się nieco zawiedziony. Tym bardziej, że miałem okazję przetestować Big Eda i uważam go za dopracowanego i pełnowartościowego tłuściocha.
Na szczęście Scott pozostawił sobie otwartą furtkę w postaci jednego skromnego grubaska. Big Jon na ten sezon otrzymał jedynie kosmetyczne zmiany w postaci nowego malowania oraz zastąpienia tylnej przerzutki z grupy XT na SLX. Nadal napędzany jest kombinacją 2x10. Tempo będziemy nadawać korbą Race Face RXC Double 36x22T, a przenoszone będzie na koło za pomocą kasety Shimano CS-HG50-10 / 11-36 T. Na obręczach 80 mm zainstalowane są jedne z najszerszych opon: Schwalbe Jumbo Jim 4,8 cala. Ważącego 14,7 kg (w rozmiarze M i bez pedałów) pasibrzucha spowalniają hamulce tarczowe Shimano M396 Disc. Niestety z przodu nie znajdziemy amora, ani nawet karbonowego widelca. Big Jon wyposażony jest jedynie w sztywny aluminiowy, choć nieco zmodernizowany w stosunku do zeszłego roku sztuciec. Ale przy odpowiednio tłustym kole to niewielka wada. Geometria pokaźnej tuszy Jona pozostaje bez zmian.
Przypomnijmy krótką historię rubensowskich kształtów. Scott mocno przytył w 2015 roku, prezentując Big Eda. Swojego spaślaka uzbroił m.in. w słynny amor Rock Shox Bluto, napęd 2x10, laćki o jedynie słusznym wymiarze 4,8 cala i solidne hydrauliczne tarczówki Shimano. Rok później Big Ed przeszedł gruntowną modernizację,a do niego dołączył bardziej przystępny cenowo Big Jon, w którym zrezygnowano przede wszystkim z przedniego amortyzatora. Podobnie jak starszy brat, posiadał napęd 2x10, solidne hamulce tarczowe i równie szeroki łapcie. Puszysty Jon pozostał jako jedynym w ofercie na 2017 r.
Czyżby Scott uznał, że otyłość mu nie służy? A może zbyt optymistycznie podszedł do zeszłego sezonu i teraz w magazynach zalega zbyt wiele tłuściochów? Wolę wierzyć, że to taka cisza przed burzą i wkrótce zostaniemy mile zaskoczeni jakimś mocniejszym akcentem. Szkoda by było, żeby tak zacny producent zarzucił rozwój tkanki tłuszczowej.
Maciej Paterak