"Ciemno już, zgasły wszystkie światła...Ciemno już, Noc nadchodzi długa..." `Rozsądek każe zrobić sobie przerwę, pójść spać, za to duch przygody i adrenalina nakazują włączyć mały, niepozorny szperacz - kocie oko, które rozświetla nam życie...no dobra...drogę.
Michał Śmieszek
Lampy rowerowe to zawsze wdzięczny temat do rozmów. Niemal każdy ich używa, w różnych okolicznościach przyrody - od zwykłego przemieszczania się wieczorem po oświetlonych ulicach po leśne, totalnie ciemne odstępny. Wraz z postępem technologicznym rośnie moc latarek odwrotnie proporcjonalnie do ich wielkości i masy. I to jest piękne, bo jeszcze parę lat temu trzeba było mieć elektrownię w bidonie, aby zasilić, dajmy na to - takie słynne Sigma Mirage. Dziś wystarczy skromny akumulator ładowany przez USB, 3 baterie AAA i z pozoru skromna dioda LED. Ale to tylko właśnie pozory, bowiem dzisiejsze, poważne oświetlenie rowerowe to zaawansowana elektronika, gdzie jedną z głównych ról grają mikroprocesory i układy optyczne.
Najlepszym przykładem są profesjonalne, ręcznie składane "bocialarki" oraz specjalistyczne oświetlenie produkowane przez firmy takie jak japoński Cat-Eye. O firmie nie trzeba chyba wielu słów - to ścisła czołówka w tym segmencie i kropka. Od dobrych kilku sezonów Japończycy ostro zabrali się do pracy i każdego roku wypuszczają co raz bardziej zaawansowane modele latarek rowerowych. Jednakże "wysoka" technika schodzi pod strzechy, czego dowodem jest testowane przeze mnie Kocie oko - HL-EL620RC Nano Shot. Model ten plasuje się mniej więcej w środku kolekcji i w mojej opinii jest pierwszym od dołu modelem przeznaczonym do jazdy po bezdrożach.
Dane producenta:
-
Diody: 1 wysokiej mocy dioda LED, technologia OPTICUBE™
-
Jasność: 2000 kandeli (całkowita ilość), szeroki strumień światła, 250 lumenów
-
Rodzaj świecenia: ciągły (2 poziomy: wysoki, niski), pulsujący
-
Czas świecenia: wysoki – 1,5 godz., niski – 3 godz., pulsujący – 12 godz.
-
Baterie: akumulator Li-ion (1100mAh)
-
Czas ładowania:3,5 godz.
-
Uchwyt: FlexTight™ - H-34N (ø 22-32 mm
Reflektor jest wyjątkowo mały - zaledwie 85mm długości, 50mm szerokości (okolice soczewki) i 32mm grubości. Wykonany z połączenia metalu i wysokogatunkowego tworzywa sztucznego waży tylko 97gram (79g sama latarka), co czyni go jednym z najlżejszych urządzeń tego typu, dysponujących wysoką mocą. Projektanci wykorzystali opatentowaną przez Cat-Eye technologię optyczną "OptiCube", czyli układ soczewka/odbłyśnik/dioda, maksymalizujący zasięg, jasność oraz kąt świecenia.
Ale to nie jedyny urok tego urządzenia. Zgodnie z duchem czasów, CatEye stawia na odnawialne źródła energii, czyli akumulatory. W testowanej lampce zastosowano litowo jonową celę o pojemności 1100mAh ładowaną przez łącze mini-USB. Slot znajduje się w przedniej części pod grubą i dobrze uszczelnioną, gumową zaślepką. Nie ma szans, aby w normalnych okolicznościach dostała się tam wilgoć. W komplecie jest króciutki kabel mini-USB, którym bez problemu naładujecie Nano Shota podłączając go np. do laptoka. To z resztą jedna z pierwszych czynności jakie należy wykonać po rozpieczętowaniu pudełka. Bakterie Li-ion teoretycznie nie potrzebują formatowania i nie mają efektu pamięci, ale strzeżonego Pan Bóg strzyże, lepiej parokrotnie rozładować lampkę i naładować do pełna niż później cierpieć.
Wygodny, miękki włącznik typu "Push" umieszczono z tyłu. Aby uruchomić nasz bicz świetlny, należy przytrzymać go nieco dłużej. Wyłączenie działa podobnie. Przełączanie między trybami jest prawie intuicyjne. Piszę prawie, gdyż o ile nie ma kłopotu z trybami High i low, to stroboskop wymaga szybkiego dwukliku. Zanim to ogarniemy, pewnie zdarzy się parę irytujących sytuacji (przynajmniej tak było ze mną). Guzik skrywa diodę informacyjną, ale o tym kapkę dalej.
Podłączenie do źródła ładowania sygnalizowane jest ciągłym, czerwonym światłem diody LED ukrytej pod owalnym włącznikiem lampki. CatEye sam odłącza ładowanie i w tym samym momencie gaśnie dioda - sygnał, że możemy z powrotem wyruszyć w nocną podróż. Producent podaje czas około 3,5h od zera do 100%, co potwierdziły moje obserwacje. A nawet lepiej - bo 2.75hr. Japończycy gwarantują pełną moc akumulatora przez około 300 ładowań. Później pojemność spada aż do 75%, ale bez utraty lumenów. To nie jest zły wynik biorąc pod uwagę, że przeciętny rowerzysta raczej rzadko kiedy wyrusza na długie, wieczorne eskapady. Tym samym HL-EL620RC spokojnie posłuży kilka sezonów.
Latarkę mocujemy za pomocą uchwytu FlexTight, bez użycia narzędzi. Jest on na tyle "pojemny", iż bez problemu przymocujemy go do kierownicy w standardzie 31.8 oraz Plus - Oversize - 35mm. Samą latarkę w wygodny i pewny sposób wsuwamy w prowadnicę aż do charakterystycznego kliku. Tu trzeba zaznaczyć jedną praktyczne udogodnienie. Otóż zdjęcie lampki odbywa się nie przez odgięcie plastikowego cyngla, lecz jego wciśnięcie. Czemu to takie fajne? Po prostu mniejsza szansa, że ułamiemy "dynks", pozbawiają się w ten sposób blokady lampki.
CZAS ŚWIECENIA
CatEye oferuje trzy tryby świecenia: wysoki (100%), niski (70%) oraz pulsujący. Z maksymalną mocą lampka świeci teoretycznie tylko 1.5h, w trybie oszczędnym - do 3 godzin, zaś błyska przez 12h.. Tak podaje producent. Jednak test wykazał zupełnie inne wartości. W trybie wysokim kocie oczko pracowało 2 godziny i 25 min, przy czym czerwona dioda zaczęła alarmować o rychłym rozładowaniu po 1godzinie i 40 minutach. Tryb "ekono" także dość znacznie odbiega od opisu producenta. Oszczędnie oświetlimy sobie drogę przez około 4h15min. Nie będę ukrywał, że stroboskopu nie mierzyłem metodą ciągłą lecz używając jej na codzienne powroty z pracy. Deklarowane 12godzin błyskania osiągnęliśmy bez wysiłku.
TAKA MAŁA A TAKA MOCNA
Japończycy znają się na swojej robocie. Testowany Nano Shot nie jest wyjątkiem - w tak małej lampce ukryto potężne źródło światła - pojedynczą diodę o mocy 2000 kandeli lub około 250 lumenów. Przyznam, że z początku podchodziłem z dużym sceptycyzmem do efektywności tak niewielkiego urządzenia, choćby dlatego iż posiadam parę znacznie większych latarek o podobnych parametrach i wiem ile energii potrzebują oraz jak w rzeczywistości się sprawują. Na pierwszy rzut oka, na ich tle HL-EL620 wypada skromnie, ale to tylko pozory, bowiem w praktyce okazuje się, że dysponuje naprawdę bardzo mocnym światłem. Potrafi bez problemu w pojedynkę rozświetlić ciemności - super efektywnie około 15-20m, co w zupełności wystarcza na jazdę w terenie. Zasięg jest oczywiście znacznie większy około 100m, ale pisze tu o naprawdę konkretnym oświetlaniu drogi przed rowerem. Co więcej, w porównaniu do konkurencyjnych urządzeń - układ optyczny pozwala genialnie wydobyć również drugi plan, po bokach a nie tylko przestrzeń przed rowerem. Tak wysoką skuteczność kocie oko zawdzięcza między innymi bardzo dużemu kątowi, który moim zdaniem osiąga wartość 170 stopni.
LOW POWER
HIGH POWER
Oczywiście, w terenie, gdzie jest kompletnie ciemno, jedynym słusznym trybem jest "High". Barwa światła jest biała, z minimalną domieszką żółci, co bardzo pomaga właśnie podczas jazdy po bezdrożach - nie wypłaszcza tak bardzo nierówności. Tryb "Low" sprawdzi się za to dobrze na otwartej przestrzeni, oświetlonej światłem księżyca, i w terenie zabudowanym. Stroboskop - wyłącznie jako doskonałe światło ostrzegawcze w czasie mgły i w mieście - czasem nawet aż za dobre.
Zdjęcia powyżej i poniżej nie do końca oddają ilość lumenów generowanych przez Kocie Oko - w rzeczywistości światlo jest zdecydowanie jaśniejsze.
Chrzest bojowy Cat-Eye przeszedł na maratonie Mazovia 24h, gdzie sprawdził się wzorowo na jednym z okrążeń, gdzie samotnie oświetlał trasę. Następnie do kompletu dołączyła konkurencja z Lidla. Kilka dni później Nano Shot błyskał na Półwyspie Helskim, gdzie spotkał się z różnymi reakcjami osób jadących z przeciwka. Jedni prosili o autograf, ale zdecydowanie cześciej pojawiały się okrzyki: "Zgaś, kur...to światło, oślepiasz ludzi", "Co za je...na latarka, wyłącz to idioto!" To chyba najlepsza rekomendacja japońskiego produktu.
PO CO TO KOMU I CZY WARTO?
To już tradycyjne pytanie, jakie stety/niestety pojawia się w ocenie produktów Cat-Eye. Wszystko sprowadza się bowiem do relacji - jakość wykonania/możliwości/cena. Co do pierwszej pozycji nie mam cienia wahania - CatEye ma co najmniej 7 żyć - jak prawdziwy kot ląduje zawsze na cztery łapy. Oceniając drugą kwestię, należy podkreślić opisaną wyżej potężną moc diody ukrytej w tak niewielkiej obudowie i o tak małej masie - niecałe 100g ( z zapięciem). To bezsprzeczny atut. Natomiast bardzo mieszane uczucia budzi czas świecenia, który z jednej strony pozwala odbyć pełny 2 godzinny trening w terenie, ale z drugiej właśnie ogranicza użytkownika zaledwie do tak krótkich wypadów w teren. Niestety obecny model nie ma opcji podłączenia dodatkowego źródła zasilania, zatem jak lampka zgaśnie to klops - jesteśmy uziemieni. Tanie, chińskie latarki z diodą Cree i te trochę droższe, dają być może ciut słabsze lub porównywalne światło, ale za to używają normalnych, wymiennych ogniw. Wygodnie gniazdo USB i małe rozmiary, to nie zawsze dobra rzecz. Tu CatEye przegrywa z kretesem. Reasumując potencjał niby spory, ale mimo wszystko ograniczony.
W moim mniemaniu HL-EL 620 Nano Shot, to po prostu wysokiej klasy, profesjonalna latarka wyłącznie na treningi i krótkie wypady w teren, a nie na wielogodzinne lub całonocne eskapady. Zawody wchodzą w grę, jeśli tylko czas nie przekroczy magicznych 2h. Myślę także, iż ten model znajdzie entuzjastów wśród szosowców i mistrzów miejskich "Alley Catów" - jest mały, poręczny i mocny. Dobry bat na niegrzecznych kierowców. Idiotyzmem będzie traktowanie jej wyłącznie jako miejskie oświetlenie - na to jest po prostu za droga i za mocna.
Tu właśnie dochodzimy od ostatniego punktu -ceny. Tu nie ma co się czarować - 400PLN to nadal nie mało. Oczywiście w kolekcji CatEye są modele znacznie droższe, ale i tak decyzja o zakupie HL-EL620RC będzie wymagała np. przedyskutowania tego z żoną, partnerką, przyjacielem. Lepiej oświetlać sobie miłość pod kołdrą niż samotność w wannie. Poza tym konkurencja jest wyjątkowo silna. A może jednak wyjść z założenia, że lepiej raz a porządnie zainwestować i mieć święty spokój? Sami oceńcie....
(w tekście wykorzystano fragment utworu "Głucha Noc". Tekst: Peja)