Amerykanie już wiedzą, że Krzykiem można zabić - wystarczy obejrzeć serię para-horrorów - "Krzyk", która zakończyła się na części czwartej. Tymczasem swoje pisiont groszy dokłada polski producent Mactronic - w jego reżyserii powstał nietuzinkowy mini serial - "Scream" 3.1 oraz 3.2. Czy Polacy potrafią przebić się do filmowego mainstreamu?
Michał Śmieszek
Nie będę was trzymał w niepewności. Otóż Mactronicowy miniserial Scream to nie jest "Gra o Tron" - bliżej mu do starego, dobrego "Wiedźmina" z Żebrowskim w roli głównej. Dlaczego? Efekty specjalne są na poziomie filmów Mercedesa C-klasa wyreżyserowanych przez Uwe Bolla. On po prostu oślepia słabym scenariuszem i beznadziejną grą aktorską. Aktorską? Tu nawet aktorów nie ma, tylko czysta grafika komputerowa i gra światełek, najczęściej mrugających na zielono, w tym jedno bardzo jasno na biało. Kicz, festyn i parodia dobrego kina.
Ale w tej beznadziejności tkwi wbrew pozorom ukryta siła, którą można dostrzec jedynie nocą, co doceniła polska diva - Cleo w niezwykle dynamicznej aranżacji "Łowcy Gwiazd". Cleo wprost informuje potencjalnych odbiorców Mactronica, żeby "w dzień nie szukali gwiazd, bo one nocą są, kiedy wszyscy śpią" - krótko rzecz ujmując...albo ujmując w ręce krzyczące produkty Mactronic - "bez tchu, z Tobą chcę w noce żyć, przespać dnie".
A jak już basy umilkną i nastanie wspomniana noc, to wtedy warto wstrzymać oddech, zatrzymać się chwilę...pomyśleć...i wsłuchać się w krzyk....krzyk ciszy...i światła. Nawet Jan Oborniak nie będzie miał za złe, gdy ten wyjątkowy Krzyk z nocy dzień zrobi.
Oki doki...na poważniej teraz będzie - bo żem się sam w tym idiotycznym wstępie zapędził. Dziś bajka będzie o dwóch bardziej lub mniej niesamowitych latarkach rowerowych polskiego producenta Mactronic, które znalazły swoje miejsce na Ziemi - tj. kierownicę mojego gravela. Poproszono mnie o ich recenzję, którą....można by rzecz...już przeczytaliście na samiuśkim wstępie, ale dobraaaa....niech będzie....poleję nieco wody na młyn.
Do jazdy nocą na rowerze nie trzeba mieć oświetlenia - widać to na polskich drogach, gdzie po zmroku mkną "Batmani" - cisi samobójcy. Na szczęście z tą tezą identyfikuje się relatywnie niewielki procent rowerzystów. Pozostała grupa oczekuje produktów, które spełniają albo podstawową rolę - pasywną, tzn. gwarantują bezpieczną widoczność dla innych, lub "aktywnie" wspierają rowerzystę podczas nocnych eskapadach, zwłaszcza w terenie. Do pierwszej grupy wystarczy odblask, lub mrugające diody, lecz do drugiej potrzeba czegoś naprawdę konkretnego, co zapewni doskonałe doświetlenie trasy na minimum kilkanaście metrów.
Powyższą "podstawę programową" gwarantuje dziś co raz więcej znanych producentów osprzętu rowerowego. W tym zacnym gronie znajduje się polski producent - firma Mactronic, który udostępnił do testu wspomniane dwie "latarki" rowerowe - "Krzykacz 3.1" o mocy 900 lumenów oraz deko słabszy "Krzykacz 3.2" o mocy 600 lumenów. Mocniejszy z braci, dzięki swoim parametrom dedykowany jest do jazdy w terenie, podczas gdy "słabeusz" ma ogarniać dynamiczną jazdę w mieście i poza nim.
Oba modele cechuje kilka wspólnych elementów:
- Dioda Cree XP-L
- pancerna obudowa wykonana z aluminium lotniczego.
- niewielkie rozmiary
- wymienny akumulator litowo-jonowy
- Wodo i pyłoszczelność klasy IP66
- identyczny uchwyt mocujący
- gniazdo ładowania - micro USB
- gumowany włącznik na mikro-styku.
- wskaźnik ładowania LED
Różnice widoczne są mniej lub bardziej uzbrojonym okiem. Zacznijmy zatem od mniejszego Krzykacza.
Scream 3.2:
- moc: 600 lumenów
- rozmiar: 96mm (długość), średnica 26-29mm
- waga: 78g
- Bateria: Li-Ion 18500 o pojemności 1600mAh
- 3 tryby stałego światła: High - 600lm; Medium - 180lm; Low - 50lm (dane producenta)
- 2 tryby migające: Techno (strobo) - 600lm; Dyskoteka Pana Dżeka: 180lm (dane producenta)
- Pełne naładowanie: 3h30 (dane producenta)
Za to większy Krzykacz Scream 3.1 może pochwalić poniższymi względami:
- moc: 900lm
- rozmiar: 111mm (długość), średnica: 26-29mm
- waga: 89g
- bateria: Li-Ion 18650 o pojemności 3400mAh
- 4 tryby stałego światła: Turbo: 900lm; High - 350lm; Medium - 150lm; Low: 40lm
- 2 tryby migające: "Techno: (Strobo) - 900lm; Dyskoteka Pana Dżeka: 150lm (dane producenta)
- pełne naładowanie: 4h30 (dane producenta)
Obie lampki mocujemy do kierownicy bez konieczności użycia narzędzi, za pomocą uchwytu, wykonanego z tworzywa sztucznego. Nie jest to tanie i słabe mocowanie jak w przypadku produktów z hipermarketu. Widać, że polski producent postarał się o pewne zabezpieczenie. (Ale czy na pewno?) Uchwyt składa się z dwóch skręcanych obejm. Pierwsza pozwala na montaż do kierownicy - praktycznie o każdym dostępnym przekroju - włącznie do 35mm. W drugą obejmę wsuwamy latarkę i zaciskamy śrubą zakończoną plastikową baryłką. Producent dostarcza także dwie gumowe podkładki o różnych grubościach, które stosujemy w zależności od średnicy kierownicy.
Generalnie pomysł firmy Mactronic jest naprawdę OK. Ale oczywiście świat byłby nudny, gdyby nie było "schodów". O ile zamocowanie w przypadku kierownic MTB nie nastręczyło większego problemu, to takowy pojawił się podczas montażu do mojej nowej szutróweczki. Nietypowe miejsce - trochę na owijce, trochę na aluminiowej rurze + nieregularny profil, sprawiły że oba uchwyty miały luz roboczy - jazda po wertepach, dziurawym asfalcie powodowała opuszczanie się latarki. Dostępne, gumowe redukcje były niewystarczające. To nie jedyna wada.
Otóż, w mojej opinii, ryzykowny jest także sam pierścień zaciskowy latarki. Teoretycznie daje się całkiem mocno skręcić, w praktyce jednak okazuje się, że ciężar własny obu latarek w połączeniu z mikro drganiami może spowodować wysunięcie latarki, zwłaszcza skierowanej w dół a nie poziomo. Drobnym winowajcą jest także gładka powierzchnia aluminiowej obudowy.Przekonałem się o tym podczas ultramaratonu Pierścień Tysiąca Jezior, gdy kilkukrotnie musiałem zbierać obie latarki z asfaltu. Solucja? Primo, sprawdzajcie czy naprawdę dobrze dokręciliście śrubę zaciskową. Secundo - można pokusić się o wyklejenie powierzchni zacisku taśmą izolacyjną - to rozwiązanie zastosowałem i przynajmniej na razie działa idealnie.
Gdy już uporamy się z powyższą czynnością, warto naładować nasze lampki, które fabrycznie dysponują połową amperogodzin. Zastosowane ogniwa litowo jonowe nie mają efektu pamięci - można je w każdej chwili podłączyć do ładowania. Pełną sprawność uzyskamy po kilku pełnych cyklach ładowania/rozładowania - generalnie warto stosować się do ogólnie przyjętych zasad "obsługi" ogniw litowo-jonowych, które zwięźle opisano w polskiej instrukcji.
Istotnym elementem w przypadku ładowania poprzez USB jest czas. Stosując dobre ładowarki o wysokim prądzie ładowania można go skrócić w stosunku do wartości sugerowanych przez producenta. W moim przypadku teoretyczne 100% naładowania uzyskuję około 30-40 minut szybciej. Nie można nie wspomnieć o samym gnieździe USB. Mactronic stosuje dziś już standardowe gniazdo micro-USB. W obu latarkach jest ono głębiej ukryte pod gumową zaślepką. Jej spasowanie i wykonanie stoi na wysokim poziomie, choć ciekaw jestem czy wytrzyma tyle samo "cykli" co bateria (znając życie i umiejętności użyszkodników, szczerze wątpię). W zestawie dostaniecie także zwykły, ale bardzo krótki kabelek USB. Sugeruję schować go od razu do zestawu ratunkowego a korzystać z długich przewodów. Nie nadwyrężycie wtedy delikatnego wtyku oraz gniazda USB. Moim zdaniem można by w przyszłości pokusić się o znacznie lepsze gniazdo USB-C, które pozwala na efektywniejsze ładowanie i jest mniej podatne na uszkodzenia.
Pisałem o tym, że ogniwa są wymienne? No właśnie, to ogromna zaleta obu Krzykaczy. Mając w planach pobyt w głuszy bez dostępu do prądu można wcześniej zaopatrzyć się w zapasowe ogniwa, które względnie tanio zakupić w Internecie. Warto jednak kupić te, gdzie jest pewność co do deklarowanej pojemności. 5000mAh za 7 zeta możecie sobie między pośladki wetknąć.
"Ciemnoo już, zgasły wszystkiee światła
Ciemnoo już, noc nadchodzii, głuucha...."
Nie bójcie się drogie dziatki! "Krzykacze" już naładowane i można z głuchej nocy zrobić dzień pełen krzyku! Obie lampki uruchamiamy w ten sam sposób. Należy przytrzymać włącznik około 1 sekundę. Układ elektroniczny zapamiętuje ostatnio wybrany tryb. Jeśli przełączamy się między światłem stałym a dyskotekowym, to Mactronic ustawi tryb Low. Kolejne wciśnięcie przycisku powoduje naturalnie załączenie trybu o większej mocy. Aby uruchomić tryb stroboskopowy należy przytrzymać włącznik około dwie sekundy.
I znowu....teoria jest piękna, ale praktyka ważniejsza. Chciałbym się nie przyczepić do obsługi, ale będę upierdliwy. W mojej subiektywnej opinii ergonomia tego elementu jest całkiem poprawna, ale mogłaby być lepsza. Czepiam się wielkości włącznika, wymuszonej co prawda przez ogólny gabaryt obu latarek, ale "niesmak pozostał" :) Otóż moje wielkie paluchy, dodatkowo ubrane w pełne rękawiczki miały czasami problem z szybkim uruchomieniem Krzykaczy. Na postoju to pikuś, ale w trakcie jazdy jest to jednak irytujące. To co ja uznaję za delikatną wadę, można także uznać za zaletę - szansa przypadkowego uruchomienia latarki w kieszeni lub przez ciekawskie, dziecięce rączki jest minimalna. Także ten tego...luzuję majtasy.
Po włączeniu lampka informuje nas od razu o stanie naładowania baterii. Czyni to za pomocą trzech zielonych diod LED. Gdy świecą się trzy - Krzykacz ma powyżej 70%, dwie - między 40% a 70%, jedna - między 40% a 10%. Błyskająca dioda to niemy krzyk: "Kurła..naładuj mnie, bo stracę oddech, naładuj mnie bo stracę rytm!"
Przygodę z "testowaniem" Krzykaczy rozpocząłem od "miejsko-terenowego" modelu 3.2, który bardzo pozytywnie zaskoczył mnie oferowaną mocą. Mówię to całkiem serio, ponieważ w ostatnim czasie kilka teoretycznie mocnych lampek przewinęło się przez rowery mojej rodziny. Rozdziewiczenie przyszło podczas 9 godzinnej jazdy nocnej, kiedy pękło nam prawie 200km. Pędziliśmy szosą, zarówno przez oświetloną podmiejską dżunglę oraz przez czarny jak noc las.
W ekonomicznym trybie "low", Krzykacz właściwie lekko popiskuje. Te kilkadziesiąt lumenów starczy na doświetlenie paru metrów przed oponą, co wystarczy na słabo oświetlone drogi i jazdę po mieście. Światło nie oślepia kierowców ani rowerzystów jadących z przeciwka. Producent deklaruje aż 13h ciągłej pracy. Mnie znudziło się czekanie po 13.5h, kiedy jedyna dioda zaczęła mrugać do mnie jednoznacznie....
Zdecydowanie lepiej przełączyć się od razu w tryb średni, który pozwala na bezpieczną jazdę w lekkim terenie (np. szutry), lub też asfaltami bez żadnego oświetlenia. 180 lumenów to już konkretna wiązka fotonów, stąd trzeba pamiętać o dobrym ustawieniu reflektora. W przeciwnym razie właściciel spotka się z inwektywami przeciwników dobrego oświetlenia rowerowego lub rowerowych batmanów. W trybie MID, promień światła jest w stanie bardzo dobrze doświetlić co najmniej 10 metrów Czas pracy? Niecałe 4h, czyli w granicy błędu pomiaru. :)
Zabawa zaczyna się po włączeniu trybu "High". Deklarowane 600 lumenów drenuje baterię w 1 godzinę 50 minut, ale za to mamy elegancko oświetloną drogę. W tym trybie wprawny rowerzysta poradzi sobie także w trudniejszym terenie, ponieważ efektywna wiązka światła sięga na moje chłopskie oko około 25-30m. Oślepienie zwierzyny leśnej, weekendowych rowerzystów murowane, ale bezpieczeństwo i komfort podróżowania są ważniejsze.
Nic tak nie cieszy miłośnika adrenaliny i nocnej jazdy jak jeszcze więcej adrenaliny i lumenów pod maską. Na tę okoliczność Mactronic przygotował Krzykacza 3.1, który może pochwalić się aż 900 lumenami. Już widzę ten sarkastyczny uśmiech - w końcu nietrudno dostać rowerowe szperacze, które deklarują pierdyliard lumenów. Polskiemu producentowi udało się jednak połączyć moc z elegancką i użyteczną konstrukcją. Ale Scream 3.1 potrafi jednak zaskoczyć. Dlaczego? Jeśli uważnie przeczytacie opis to lampka w trybach Medium i Low świeci nieco słabiej niż model 3.2. W zamian jednak otrzymujemy o niebo dłuższy czas działania - aż 40h (low) i około 12h w trybie średnim. Nie będę ściemniał - nie wytrwałem do 40h, ani nawet do 12 jadąc na średniaku.
Krzykacz 3.1 ujął mnie za to trybem high (350 lumenów), który jest doskonałym uzupełnieniem luki między 600 lumenów a 180lm obecnych w słabszym modelu 3.2. Jazda w ciemnym terenie i na szosie jest bardzo komfortowa. W tym ustawieniu Krzykacz rozładował się dopiero po 5. godzinach 45 minutach pracy - to bardzo dobry wynik. Biorąc pod uwagę, że letnie noce są nieco krótsze.
Jeśli 350lm a tym bardziej 600lm to za mało, wtedy warto przełączyć się tryb "TURBO"! Przez 2 godziny i 20 minut udało mi się wypłoszyć biegaczy, sarny, dziki, parę uprawiającą seks w zbożu. Spotkałem się z ciepłym słowem kierowców TIR, którzy pozdrowili mnie własnymi długimi światłami. Pamiętajcie o jednym - w trybie turbo, głowica Krzykacza nagrzewa się znacznie, dlatego popisując się przed kochanką lub koleżankami nie wkładajcie jej w majty krzycząc "uwaga, to mój przyjaciel E.T"
Jest jednak drobny minus - producent mógłby wprowadzić jeszcze jeden tryb między 350lm a 900l, bo przeskok jest spory - choćby właśnie te sześć setek lumeników. Wilk byłby bardziej syty, a owca i tak zaślepiona.
No i fajnie...a co w przypadku, goni Was przez las sam Freddy Krugger, a na plecach czujecie oddech Jasona Vorheesa? Nic prostszego! Odpalacie stereo w trybie Strobo, który producent określa jako tryb do samoobrony. Faktycznie, światłem można zabić, albo zostać zabitym przez innych użytkowników drogi. I tu jest już całkiem poważnie. Osoby wrażliwe na migotanie, chore na epilepsję, padaczkę fotogenną, powinny zdecydowanie unikać tego ustawienia.
Nie jestem ekspertem od rozproszenia światła, ale przekonuje mnie sposób w jaki Krzykacze je rozpraszają - to między innymi zasługa odbłyśnika oraz kolimatora. Barwa diod Cree XP-L może nie jest najlepszą dostępną na rynku ani tym bardziej najmocniejszą stroną latarek Scream, ale na potrzeby normalnego użytkownika, a nie fanatyka LED w zupełności wystarczy. Być może, gdybym ci ja miał okazję posiąść coś super nowego, to bym zmienił ogniskową - tymczasem to Mactronic jest spełnieniem moich oczekiwań.
A jak Wam się znudzi Krzykacz, to wysuwacie z uchwytu (a może sama wypadnie) i dajecie go 10 letniej córce na obóz przetrwania, gdzie okazuje się, że Krzykacz całkiem dobrze radzi sobie pod wodą. Szkoda tylko, że na trzech metrach....
PODSUMOWANIE
No co by tu napisać, żeby Mactronic był zadowolony :) :) :).
Oki doki....Po co to komu i dlaczego tak drogo? Pierwsze pytanie, to pytanie prawie retoryczne. Dobre oświetlenie samo się broni - najlepiej w trybie "Strobo". Scream 3.2 kupicie już poniżej 200 PLN. Na mocniejszego Krzykacza trzeba wysupłać zirka 230 złociszy. Konkurencja nie śpi, zwłaszcza na Aliexpress, ale warto wspierać rodzimą markę, która naprawdę się stara, czego najlepszym dowodem są oba modele 3.1 oraz 3.2. Obie lampki gwarantują żywot dłuższy niż chińska średnia a przede wszystkim bardzo satysfakcjonującą jakość wykonania i działania. Krzykacze są zdecydowanie moim faworytem jeśli chodzi o rowerowy bikepacking - między innymi dzięki niewielkim rozmiarom i wadze.
Cieszy obecność więcej niż dwóch trybów świecenia, dzięki czemu stosunkowo łatwo dopasować moc świecenia do panujących warunków. Cieszy także fakt, że nie ma ich więcej, bo w praktyce i tak korzysta się z kilku a nie np. 21 programowalnych (IMHO przerost formy nad treścią)
Co mi się nie podoba? Ano dopracowania wymaga uchwyt, który jest najmniej ergonomicznym elementem w zestawie. Brak atencji podczas mocowania lampki może skończyć się jej zgubieniem na trasie wycieczki.
Co bym zmienił....chmmm...ja bym widział np. pomarańczową anodę, lub lakier neo, dzięki czemu lampka wyróżniałaby się w tłumie konkurencji oraz w trawie.
Zakończę staropolskim sucharem, na szybko wymyślonym: "Tylko nie po oczaaaach!"....jęknął Jurand ze Spychowa, krzykiem oślepiony.