“Najmniejszy twenty-niner na świecie.” “Innowacyjny sprzęt, który zmieni oblicze jazdy rowerem”. Tak o Fate’cie wypowiadała się pani kierownik marketingu Spec’a. Ja bym na to nie wpadła, ale fakt. Coś w nim jest. A może raczej w niej? Drogie Panie... i Panowie - Specialized Fate Expert Carbon 29 2013.
Dorota Rajska
Dla niewtajemniczonych, a zwłaszcza dla Pań odwiedzających nasz portal od razu uchylę rąbka tajemnicy. Kobiety kochają duże koło, bez względu na własny wzrost. Kto raz skosztuje wina z 29 calowej czary, ten nie powróci raczej do małej kiszki. Płeć nie ma znaczenia! Producenci to wiedzą. Niektórzy, jak Specialized już dawno dostrzegli, że My płeć słabsza także możemy śmiało rywalizować i spełniać kolarskie marzenia na dużym kole. I właśnie dlatego powstał Fate, czyli damska wersja kultowego Stumpjumpera HT.
Na podstawie wyników badań antropometrycznych, projektanci Spec’a stworzyli rower lepiej dopasowany do kobiecych proporcji. Fate w rozmiarze 17” ma o 17 mm krótszą górną rurę od męskiego StumpJumpera w rozmiarze 17,5’. (długości wynoszą odpowiednio 575mm i 592mm). Przekrok również został ustawiony sporo niżej, wszystko po do, żeby było nie tylko wygodniej, ale aby jazda była płynniejsza a jadąca czuła się pewniej. Z kolei, żeby zniwelować efekt pionowej pozycji wynikający z krótkiej górnej rury, główka ramy została maksymalnie skrócona i wynosi raptem 90mm. To, w połączeniu z widelcem o skoku 80mm pozwala osiągnąć sportową, agresywną sylwetkę, a co za tym idzie, lepszą kontrolę nad rowerem. Krótsze tylne widełki natomiast ułatwiają manewry tak, aby trzeba było włożyć minimum siły w prowadzenie roweru.
Żebyście nie pomyśleli, że wymiary to jedyny parametr, który został wzięty pod uwagę. Specialized wysnuł tezę, że kobiety przeciętnie ważą mniej niż mężczyźni i aby uzyskać podobne właściwości jezdne, nie potrzebują tak sztywnego i pancernego roweru. W związku z tym, rurki ramy Fate’a są filigranowe. Są cieńsze i mają mniejszą powierzchnię niż te w Stumpjumperze, czy też innych "męskich" rowerach.
Najciekawsze natomiast, drogie Panie i drodzy Panowie, jest to, że Fate Fate’owi nie równy. Mały "Los" - czyli ten na piętnastocalowej ramie ma zupełnie inne kąty niż siedemnasto i dziewiętnastocalowe ramy. Kąt nachylenia główki jest o pół stopnia ostrzejszy niż w pozostałych rozmiarach i wynosi 70,5o. Pozwala to na zachowanie sportowej pozycji i odpowiedniego prowadzenia przedniego koła. Zwłaszcza na zjazdach. Ponadto, odsuwa przednie koło trochę dalej do przodu, żeby nie zahaczało o czubek stopy podczas skręcania kierownicą - co jest sporą bolączką małych twentyninerów.
Kolejna różnica to kąt nachylenia podsiodłówki. Zamiast standardowych 73,5o, wynosi on 74,5o. Last but not least. Każdy rozmiar Fate’a ma swój indywidualny sposób kładzenia karbonu, tak, aby najoptymalniej osiągnąć stosunek wagi do sztywności adekwatnie do wagi dosiadającej go Pani.
Wygląd...wygląd jest rzeczą wtórną, zwłaszcza w przypadku maszyn, których przeznaczeniem są góry, maratony, ostra jazda bez trzymanki. Fate jest elegancki i kusy jak czarna mini. Nie można go pomylić z innymi rowerami na rynku. Rama ma typowe dla Speca kształty i profile. Tradycyjnie przykuwa uwagę mocno zabudowany front oraz węzeł górnej i podsiodłowej rury z charakterystycznym wspornikiem wzmacniającym wystający "komin" podsiodłówki. Wszystko dlatego, ponieważ górna rura opada wyraźnie ku tyłowi roweru, tworząc tym samym spory przekrok dla damskiego krocza.
Fate Expert Carbon 29 został wyposażony w większość dostępnych smaczków technologicznych. Wspomniana główka w kształcie gruszki mieści w środku powiększoną rurę sterową amortyzatora, co jak wiadomo bezpośrednio przekłada się na sztywność przodu i wpływa na precyzję manewrów. Niby wszyscy to wiedzą, ale faktycznie Fate prowadzi się jak po sznurku. Poza tym na pokładzie znajdziecie wciskane łożyska suportu Press-Fit 30 (standard SRAM). Warto dodać, że Specialized stosuje całkowicie karbonową mufę suportu. Oczywistą oczywistością są elegancko schowane w ramę linki przerzutek. Amerykański producent konsekwentnie nie zastosował w tym prawie flagowym modelu sztywnej osi tylnego i przedniego koła, wychodząc zapewne z założenia, że jest to zbędny element w przypadku drobnych i wyjątkowo lekkich niewiast. Z jednej strony szkoda, z drugiej zaś łatwość serwisowania jest nie do przecenienia.
Jak widać Specialized Fate Expert Carbon 29 to poważna maszyna doskonała niemal w każdym calu.... Iście kosmiczna technologia, która pomoże nam wygrzebać resztki zasobów energii i sięgnąć po to wszystko na co Nas, Panie, stać. Swoją drogą piękny tekst reklamowy. Ale reklama to jedno, a rzeczywistość drugie.
AMAZONKA TO JA
Bajka. To jest rower do wygrywania wyścigów. Z całą pewnością się do tego nadaje. Niezwykle sztywny, zwrotny a przy tym lekki. Doskonale wyważona rama ubrana w osprzęt, który działa z precyzją zegarka szwajcarskiego.
Fate jest tak uniwersalny, że trudno w nim znaleźć słabe strony. Jeśli wykluczy się sytuacje ekstremalne, takie jak freeride, dirt lub wielko wyprawowa turystyka rowerowa, w zasadzie nada się do wszystkiego. Najmocniejszą stroną damskiego Speca 29, są podjazdy. Żaden inny rower na jakim miałam okazję jeździć nie wspinał się tak lekko i z taką zwinnością godną kobiety-kota. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić, ale dobre wrażenie wraca niczym bumerang i zaskakuje. Jakbym miała to opisać, to powiedziałabym tak: “Podjeżdżając strome podjazdy, ma się wrażenie, jakby to rower ciągnął Ciebie, a nie Ty jego. Obrazując: bywa tak, że nieważne jakbyś kręcił, to ciężki jednoślad niemalże “ciągnie się z tyłu”. W przypadku modelu Fate jest na odwrót - nie nadążasz kręcić, bo rower "cię wyprzedza". Jest o krok do przodu od pozostałych.
Tak bym właśnie powiedziała. Jeździ się na nim, jakby przez cały czas miało się wiatr w plecy. Poza tym, jest bardzo zwarty i zwinny. Niektóre 29ery, z racji swojej wagi i dużych kół wydają się być wielkimi landarami, które gdy się je rozpędzi - suną jak po szynach. Z Fate’m jest trochę inaczej. To rower lekki i niezwykle "reaktywny". Pomimo, iż pozycja wydaje się być dość mocno wyprostowana jest bardzo wygodny, nie brakuje mu niczego ze sportowej agresji. Profesjonalny strój dla kobiety - kolarza uszyty na miarę.
Gładko i pewnie wchodzi w zakręty, zarówno przy małych i większych prędkościach. Należy się nie bać i po prostu przechylić, a czasami miałam wrażenie, że wystarczy tylko pomyśleć o zakręcie i to już wystarczy. To oczywiście żart, ale doceniłam te wyjątkową cechę po przesiadce na mojego kochanego Accenta. Pikusiowi niczego brakuje, ale... Fate to to nie jest.
Zjazdy Specialized Fate pokonuje zupełnie przyzwoicie. Krótki ogon wymusza baczniejszą uwagę na technicznych sekcjach - wychodzi wtedy nieco nieokiełznana kobieca natura. Ale kobiety wiedzą jak ze sobą rozmawiać, dlatego krótka wymiana poglądów między nami - i już można spokojnie sunąć w dół. Fate ma relatywnie krótką górną rurę, więc można łatwo i wygodnie wychylić się daleko za siodełko a wtedy da się zjechać zewsząd.
Na Fate’cie udało mi się pokonać moją kolejną barierę mentalną. Krótki, aczkolwiek dość stromy zjazd w którego połowie stoją resztki carskich bunkrów. Niby nic wielkiego, ale mały drop jest i trzeba było się przełamać (zdjęcie wrzucę jak się kiedyś jeszcze odważę stamtąd zjechać). Ale, tak sobie jeździć dla przyjemności można w nieskończoność, bo jak już pisałam, rower lekki, zwinny, wygodny, tylko że w taki sposób nigdy nie pozna się pełnego potencjału tego cuda techniki. To jest rower do ścigania, i wyścigi to miejsce, gdzie daje z siebie wszystko.
Miałam przyjemność startować w dwóch maratonach na Fate’cie. Raz w Piasecznie podczas Mazovii i drugi w Brzezinach na MTB Opoczno - maratonie sygnowanym nazwiskiem Marka Galińskiego (szczerze polecam).
Choć edycja piaseczyńska była płaska, bynajmniej nie była łatwa. Ciągłe ciśnięcie i zero odpoczynku. Fate znakomicie się rozpędzał a duże koło gładko pokonywało wszelakie dziury na trasie, natomiast niepokonany był w piachu, który podczas tej edycji po prostu dominował. Bardzo pomogły opony Specialized Fast Track, które okazały się bardzo szybkie, a jednocześnie zachowaly się wzorowo. Tam gdzie inni schodzili i pchali rowery ja zyskiwałam najwięcej. Na niekorzyść wydaje mi się są krótkie korby. W rozmiarze 17” zostało zamontowane 170-tki. Myślę, że dodatkowe pół centymetra na dźwigni dałoby jeszcze lepsze rezultaty.
Zupełnie co innego działo się w Brzezinach. Tam trasa była bardzo interwałowa. Trzeba przyznać, że jak pan Marek wytyczy trasę to nie ma lekko. Chyba z dziesięć razy wjeżdżało się i zjeżdżało z tej samej góry. Non stop strome piaszczyste podjazdy, pokryte korzeniami tylko po to, żeby za chwilę zjechać , zawrócić i podjechać ponownie. To była kwintesencja pojęcia “Race and trail ready” - czyli roweru zarówno do ścigania jak i jazdy przełajowej. Przede wszystkim przerzutki SRAM X7/X9 z dwiema tarczami z przodu i dziesięciorzędową kasetą z tyłu. W przypadku takiej trasy, gdzie sytuacja jest bardzo dynamiczna. ciągle góra, dół, zakręt, piach - błyskawiczna zmiana biegów to podstawa. Oprócz jednego, moze dwóch momentów, gdzie łańcuch spadł mi z przedniej zębatki, napęd działał bez zarzutu. Nie musiałam myśleć na jakim biegu jadę i czy mogę zrzucić z przodu czy nie. Jeden szybki ruch manetką i mogę podjeżdżać. Na początku drażniły mnie SRAM’owskie manetki, które działają tylko w jedna stronę w przeciwieństwie do japońskiej konkurencji, ale po paru dniach już się przyzwyczaiłam i podczas wyścigu ich "okrojone" działanie zupełnie nie było przeszkodą.
Podjazdy, tak jak się spodziewałam i jak pisałam wyżej - to była bajka. Oprócz tego, że rower dawał radę, wszystkie brałam "na pewniaka". Po prostu byłam przekonana, że dam radę i walczyłam do końca... I zazwyczaj się udawało, chyba tylko raz czy dwa, pod koniec wyścigu musiałam pchać rower. Pamiętam wiele innych imprez, gdzie podjeżdżałam tylko trochę, po czym zeskakiwałam z roweru, bo “po co się męczyć”. Tym razem było inaczej. Kręciłam do końca. Radość nieziemska.
Gdy skończyły się górki zaczęło się błoto. To było błoto, jakiego ja wcześniej nie doświadczyłam. Wielkie, długie kałuże ciemnobrązowej brei. Upadek w takie coś nie uśmiechał mi się w ogóle, chodzenie po tym jeszcze mniej. Nie było wyjścia, trzeba było jechać. To był kolejny maraton, podczas którego utwierdziłam się w przekonaniu, że kałuże należy brać tak jak lecą. Przez środek. Nie potrafię zliczyć, ile osób zostawiłam w tyle. Obawiałam się czy rower podoła. Słyszałam jak łańcuch zgrzyta na zębatkach, ale nic złego się nie wydarzyło. Do końca przerzutki i hamulce działały bez zarzutów, a rower parł na przód. Koła się nie blokowały. No radość nieopisana po prostu. Swoją drogą należą im się dwa słowa.
Spec wyposażył model Expert w firmowy komplet kół Roval Control. Opierając się na specyfikacji producenta - "zmodyfikowany pod kątem poprawy sztywności, z wytrzymałymi piastami ze stopów, ponadwymiarowymi 28mm nasadkami i szprychami DT Swiss Super Comp...[]". Ja wiem, że takie szczegóły rzadko kiedy interesują Nas bardziej niż kolor ramy, ale rzeczywiście Rovale zdały test odporności i jakości celująco, zwłaszcza, że są lekkie - trochę ponad 1800g. Już drugi raz pozytywnie zaskoczyły skromnej szerokości opony Specialized Fast Trak Control 29x2.0 tył oraz S-Works Fast Trak 29x2.0" z przodu. Całkiem sprawnie pokonały wszystkie przeszkody, w szczególności błotne sekcje, co można zawdzięczyć dwuskładnikowej mieszance gumy oraz nowemu, poprawionemu bieżnikowi. Trak Nie ma jednak co ukrywać, ich żywiołem są raczej suche warunki, a nie błotna masakra. Obie są "zwiajne" i wykonane w technologii "2Bliss", czyli dają przerobić się na zestaw bezdętkowy - nota bene w komplecie dostajemy od razu dwa zaworki do konwersji.
Ponadto, znakomita praca wyjątkowych hamulców Avid X0 World Cup. Świetna modulacja i doskonała siła hamowania. No, ale czego spodziewać się po takim sprzęcie. Siodełko, kierownica, to już szczegóły, choć warte dwóch zdań. Gripy wystarczająco wygodne i nie przeszkadzają zbytnio. Raczej nie nadają się do jazdy bez rękawiczek, ale rzadko kto wyrusza na wyścig z gołymi dłońmi. Zaś siodełko... jest o wiele wygodniejsze niż wygląda. Oczywiście BG Fit, choć jak wiadomo, każda pupa inna.
Ale wisienką na torcie jest widelec Rock Shox SID 29 Brain. 80mm w zupełności wystarcza, żeby pochłonąć nierówności a brak dodatkowych dwóch centymetrów pozwala umieścić kierownicę na zadowalającej wysokości. Sercem układu jest jednak słynny zawór inercyjny, który samoczynnie blokuje skok, gdy scieżka jest równa i odblokowuje, gdy pojawiają się nierówności. Zatem niemyślenie o tym, że trzeba coś zablokować albo że się zapomniało odblokować... bezcenne. "Mózg" jest wyjątkowo skuteczny. Faktem jest, że SID z brainem na pokładzie, to zestaw typowo zawodniczy i trudno liczyć na wygodną sprężynę na niedzielne wycieczki. W razie czego "wytresowanie" Brajana jest jednak możliwe. Nawiasem mówiąc, o mały włos a zapomniałabym, że ten rower w ogóle ma amortyzator. To jest coś, o czym się w ogóle nie myśli. Podczas wyścigu, można się w zasadzie skoncentrować tylko na tym, żeby dać z siebie wszystko. Cała reszta zostaje gdzieś w tyle.
Tak wyglądał rower po dojechaniu do mety.
Trawa na powyższych zdjęciach znalazła się tam zaraz po błocie. Gdy tylko wyjechało się lasu, trasa maratonu prowadziła przez łąki. Każdy, kto kiedyś próbował jechać po trawie wie, jakie to nieprzyjemne. Tym razem nie było inaczej. Umęczyłam się okrutnie, zwłaszcza, że wiatr wiał w twarz, natomiast usłyszałam, że tylko ja jeszcze jadę, wszyscy inni pchają swoje rowery. Możecie sobie wyobrazić jak takie słowa dodają skrzydeł przed metą. Rzeczywiście, było ciężko, ale waga i sztywność roweru doskonale przekładały się na to, co wkładałam w jazdę. Powtórzę się. Po prostu bajka.
Podsumowanie....chmmm...suma summarum wyżej opisane wrażenia powinny wystarczyć. Ale niech będzie - powiem to po raz enty: Fate Expert dostał u mnie ocenę celującą. Tekst sponsorowany powiecie...Nie, gdyż z mojego - kobiecego punktu widzenia trudno przyczepić się do czegokolwiek, a Fate potwierdził swoja użyteczność i klasę na polu walki. Ten rower posiada wszystkie cechy, jakie powinny interesować Panie walczące o podium w maratonach i zawodach XC. Jest stosunkowo lekki, jest sztywny, jest zwinny i precyzyjny jak jasna cholera, no i odporny na złe traktowanie. To jednoślad, który zapewni frajdę damom także tym nieścigającym się, lecz równie wymagającym oraz szukającym topowego sprzętu na górskie wycieczki. Jeśli któraś z Was zapragnie wymienić osprzęt na jeszcze lepszy, lżejszym, no koła - proszę bardzo, ale fabryczne części w zupełności wystarczą na dobry początek poważnej rywalizacji.
Właściwie jedyną naprawdę istotną wadą jest w tym momencie cena - 15 tysięcy złotych. Spec umie się cenić, co wytyka mu wiele osób. Czy konkurencja potrafi taniej? Pewnie tak, ale z drugiej strony Spec jest jedną z paru marek, które faktycznie znają się na rowerach dla Nas - kobiet i zapewne jedyną, która jest ekspertem w projektowaniu maszyn dwudziestodziewięcio calowych stworzonych z myślą o Nas. Zatem czego chcieć więcej?