Ileż można – Cube, Radon, Canyon, a tu znowu jakiś niemiecki value for money. Rose Versand, a co to u licha jest? Kolejny napalony młodzian z odpowiednią ilością zer stwierdził, że też podpisze się pod chińską ramą?
Mateusz Nabiałczyk
Aż tak źle nie jest, choć słysząc po raz pierwszy o Rose, mniej więcej tak można pomyśleć. Tymczasem firma chwali się historią, która trwa już ponad wiek! Niegdyś mały sklep, dziś ekspansja pełną gębą, m.in. na Polskę - o jak miło. Pojawiła się nawet niegęsiojęzyczna wersja strony, po wejściu na którą okazuje się, że niby rowery katalogowe, ale można je dość swobodnie konfigurować. Fajny bajer, szczególnie dla takich jak ja, co to im się pewne napisy, np. Fox i Shimano raczej dobrze nie kojarzą.
Do testu rzecz jasna trafił się produkt wyjściowy, z pedałami (350g) waży 11,4kg:
Wygląd roweru, za sprawą ramy, bez wątpienia budzi skrajne emocje. Prostota i surowość połączona z wysoką główką mnie osobiście nie podobają się ani trochę, ale z pewnością znajdą się tacy, którzy z ulgą na sercu stwierdzą, iż długo na coś takiego czekali.
W dużej mierze okrągłe profile i zwiększające przekrok wzmocnienie węzła łączącego podsiodłówkę z górną rurą, które wygląda, jakby było wręcz dospawane...wszystko to pozwala ulec złudzeniu, iż mamy do czynienia z wygłaskanym aluminium, a nie karbonową wydmuszką z włókien T24/30 o deklarowanej przez producenta masie 1,3kg dla rozmiaru M (topowe modele mają T40, co pozwala bestratnie urwać 200g).
Wspomniałem o przekroku, więc pozwólcie, że już na starcie wyczerpię wątek. Testówka w rozmiarze L podsiada iście turystyczne proporcje wyrażone długością podsiodłówki (511mm) i 615mm górnej rury zmierzonej po horyzoncie. W tym momencie mógłbym powiedzieć z miejsca, że tego wynalazku nie dosiądę i nici ze sprawozdania, gdyż nie mam zamiaru ryzykować utraty potencjału rozrodczego tym bardziej, że wszystko dopiero przede mną. Niestety tak łatwo się nie wykręcę, bo choć rama ma 20,1”, to przekrok (w celu uzyskania jednoznacznych pomiarów mierzone prostopadle do mufy) wynosi raptem 765mm! Dzięki temu bez obaw mogę przeprowadzić test, podobnie jak napisać, że wbrew pozorom nie mamy do czynienia z kwadratową ramą „po bułki”.
Reszta geometrii wygląda wręcz wzorowo. Krótki ogon (438mm), akuratna główka o kącie 70* i kadencyjne nachylenie podsiodłówki 73,5* to w połączeniu z odpowiedniej długości górną rurą solidne fundamenty dla rokującego roweru. Nie każdego pozytywnie zaskoczy bardzo długa główka (dla L ma 133mm), która szczególnie niższym bikerom może utrudniać uzyskanie optymalnej wysokości kokpitu. Mnie przy 188cm wzrostu nie sprawiłoby to trudności z kierownicą typu riser 25mm, a standardowo mamy nawet płaską.
Co innego sztyca bez offsetu, która w połączeniu z dużym kątem rury podsiodłowej uniemożliwiła mi prawidłowe ustawienie siodła. Ewidentnie punktuje to Rose, bo problem nie wynika z mojej nietypowej budowy, czy innych nieprzewidywalnych okoliczności, a jest rzeczą oczywistą, że od wartości ok 72-72,5* wręcz konieczne okazuje się jarzemko z cofką. W rezultacie przekładam sztycę i siodło ze swojego roweru i jedziemy dalej.
Nim faktycznie ruszymy w drogę, ruszę jeszcze jedną kwestię, która rzuciła mi się na oczy podczas kontemplowania główki ozdobionej gustowną blaszką, której nie powstydziłaby się nawet customowa manufaktura słynąca z dłubaniny w szlachetnej stali czy tytanie...
Chodzi o wyrzucone mocno do przodu otwory okablowania przerzutkowego – zamysł prawidłowy i zrozumiały – eliminacja tarcia pancerzy o główkę. Jednakże może to zwiększać opory linek, ułatwiać załamywanie tego i owego...np. Mondraker już po roku zrezygnował z takiego rozwiązania i cofnął otwory na dolną rurę przedniego trójkąta. Ot taka drobiazgowa uwaga.
No to wio...
Siadam na pana Mr Big 4 i pomimo teoretycznie identycznego niemal wyciągnięcia sylwetki sugerowanego długościami wszystkich rurek, czuję, że jakiś taki jestem nie do końca wyciągnięty. Pierwsze obroty korbą i wszystko staje się jasne. Mimo podmianki sztycy, na taką z offsetem, siodło jeszcze trzeba cofnąć, bo wiszę za bardzo nad mufą. Szybka korekta i jesteśmy w domu. Czuję się identycznie jak na swoich ulubionych dwóch sztywniakach – Stumpjumperze i Podiumie. Ogólnie już w tym momencie krystalizuje się pierwszy istotny wniosek: rower stworzony z myślą o lubiących wysoką lub średnią kadencję, co potwierdzi jeszcze kolejny akapit. Siłowi ortodoksi, którym noga gubi się przy 90rpm raczej nie będą zachwyceni.
Asfalt, lekko z górki, szczerze mówiąc nawet z wiatrem, chcę kilknąć manetką, a tu co? Koniec! Najtwardsze przełożenie. Przy okazji poprawiania wysokości siodła zerkam na blat, który okazuje się mieć 36 ząbków – mało, za mało. W turystycznym rowerze byłoby akceptowalnie, ale w sztywnym karboniaku pod ścigantem się nie sprawdzi. O ile po równej nawierzchni wystarcza do jazdy z prędkością ok 45-50km/h, to na wertepach dokręcanie z niższą, mniej wybijającą z rytmu kadencją lub siłowe pokonywanie hopek wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Druga strona medalu jest taka, że 36T w połączeniu z kasetą 11-36 daje tak genialnie uniwersalną rozpiętość, że łańcuch małą koronkę z przodu widzi od święta. Przy okazji 22T pozwala na leniwe wjeżdżanie pod wszystko z prędkością bliską 0, tak jak lubię, szczególnie na ostatniej ściance maratonu.
Ale co ten Nabiał tak stęka, że 45-50km/h to za mało, tym bardziej, że jakoś na pudłach nie staje...poza tymi po rowerach testowych. Racing Ralphy o szerokości 2.1”, koła Eastona EA70, które kręcą się jak szalone (mechanizm zapadkowy tylnego koła nie dość, że działa bezszelestnie, to jeszcze nie generuje dodatkowych oporów, zupełnie jakby go tam nie było!), sztywna korba X9 osadzona w mufie pod BB30...tak, ten rower jest szybki. Sztywność samej ramy stoi na dość wysokim poziomie, co mając na uwadze pierwsze kilometry na karbonowym Mondrakerze, który jest po prostu bezkonkurencyjny, jest naprawdę pochlebną opinią. Pewnie byłoby jeszcze lepiej, ale z tyłu mamy zwykłe haki pod piastę 135mm QR.
Z drugiej strony Rose zaskoczył mnie komfortem jazdy. Udowadnia, iż karbonowa konstrukcja rzeczywiście może cechować się zarówno sztywnością, jak i sprężystym tłumieniem drgań i mniejszych uderzeń, choć tak do końca nie wiadomo, czy większych zasług nie mają w tym koła i amortyzator. W sumie nie wnikam, rower jako całość po prostu świetnie izoluje i to się liczy.
No właśnie, a co z Foxem F29 maźniętym Kashimą? Po przykrych doświadczeniach z tłumikami FIT i charakterystyką pracy lisiego sprzętu 29” na przedzie po prostu przyznaję, że ten działa przyzwoicie (ale w dalszym ciągu brakuje mu do topowych modeli Rock Shoxa, nie mówiąc już o Manitou). Ten test pozwolił mi się utwierdzić w przekonaniu, że najnowsze eFki są już uczciwymi amortyzatorami, choć w dalszym ciągu zdecydowanie nie wartymi swojej ceny. Podobno nowe uszczelki (SKFa?) są główną z przyczyn owej poprawy. Może wiecie coś więcej w temacie?
3-stopniowa manetka blokady skoku CTD z jednej strony bardzo fajna, ergonomiczna i przynajmniej w trakcie testu zupełnie niezawodna, co w przypadku mechanicznych rozwiązań jest rzeczą niemal wyjątkową. Z drugiej strony pośredni stan ‘Trail’ jest tak nijaki, że konieczność wykonania długiego ruchu z podwójnym kliknięciem czasami irytuje. Rozwiązanie bardziej do turystyki, aniżeli walki o wysoką lokatę.
Co z resztą osprzętu? Napęd, będący mixem Srama X9 i X0, działa jak marzenie zawsze i wszędzie. Do tego tylna przerzutka posiada sprzęgło napinające wózek. Skutkuje to totalną ciszą, łańcuch nie skacze na zjazdach. Dodajmy do tego cichy mechanizm zapadkowy Eastona i można w lesie tropić zwierzynę. Serio. Kilka razy zdarzyło mi się wystraszyć idące z właścicielami psy, które dopiero gdy byłem tuż za nimi, orientowały się, że jest ktoś jeszcze.
Hamulce Magura MT2 również wpisują się w konwencję „cicha woda...”, problem tylko, że tarcz to one nie rwą – są po prostu takie sobie, trochę za słabe na moją masę. Szkoda, bo nie pozwalają agresywniej śmigać, do czego zachęca cała reszta roweru, a i ergonomia nie pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze drobna uwaga, śruby mocujące klamkę do kierownicy są chyba z metalopodobnego tworzywa.Zmasakrować doszczętnie łeb przy pierwszym podejściu momentem około 4-5Nm...to nie powinno się zdarzyć.
Właśnie gdyby nie hebelki, no i może niezbyt radzący sobie w trudniejszych warunkach Ralph na przedzie, rower możnaby określić jako do bólu przewidywalny. Zawsze jedziemy według scenariusza, nic nie zaskakuje. Dynamika po płaskim więcej niż cieszy, a gdy pojawiają się terenowe zmarszczki wszelakiego pochodzenia, tak naprawdę czujemy się jak na softtailu.
Rozmiary przeszkód rosną, komfort w dalszym ciągu zachwyca. Podobnie prześwit, jaki zapewnia korba z blatem 36T. Niemniej pedałami już bardzo łatwo zahaczyć to i owo. Nic dziwnego, skoro mufa wisi raptem 30cm nad ziemią (mierzone bez ugięcia opon i amora, od osi mufy). Wsadzenie szerszych, a przez to wyższych opon poprawiłoby sytuację, ale znowu pojemność ramy sugeruje, aby trzymać się jednak kapci nie szerszych, niż realne 2,1”.
Szeroka na 680mm kierownica zdecydowanie pomaga w stabilnym pokonywaniu kolejnych metrów. Wyważenie sprzętu pozwala na swobodne inicjowanie skrętu poprzez przechył lub jak kto woli „z biodra”. Takie prowadzenie utwierdza w przekonaniu, że mamy do czynienia z maszyną do ambitniejszej jazdy.
Zjazdy idą równie przewidywalnie, Fox nareszcie się nie zapada, a hamulce...ekhm, uniemożliwiają przesadne spowalnianie, co w wielu, w tym moim, przypadkach przynosi więcej pożytku, niż strat. Mimo wszystko wolałbym sam decydować, jak szybko i gdzie się zatrzymam. Optymalna długość ogona i dość ostra główka – to musi się sprawdzać. Jak już wspominałem, telepanie na szybkich, choć niezbyt równych odcinkach nie dokucza ani akustycznie, ani wibracyjnie. Aż chce się dokręcać, ale właśnie nie zawsze jest już jak.
Podjazdy wchodzą elegancko. Transfer energii zdaje się być bezstratny, no może poza skrajnie mocnym naciskaniu, gdzie czuć, jak na końcu ogona coś lekko pływa – 5mm średnicy szpilki spinającej piastę ma jednak ograniczoną sztywność. Trakcyjnie jest wzorowo, w zasadzie nie spotkałem się z nachyleniem, które wymagałoby walki z dociążaniem przodu, a mając przełożenie 22x36 porywałem się na wiele.
Co w moim przypadku do bólu obiektywnie świadczy o daleko idącym zadowoleniu i uznaniu dla testowanego roweru? Zabranie go na maraton.
(fot: Michał Kochel)
Jest to drugi po Podiumie rower, który dostąpił tegoż zaszczytu. Dodatkowo jako pierwszy nie wymagał istotnych zmian optymalizacyjnych – na przód wsadziłem tylko Michelina Wild Gripp’r Advanced, co było podyktowane nasączoną na maxa Głuszycą. Z góry przyznaję, to najgorszy start w życiu, jeśli chodzi o moją dyspozycję, więc ewentualne patrzenie przez pryzmat wyniku (89. open na mega) nie jest najlepszym pomysłem. Obiektywniej rzecz ujmując Mr Big aż po ostatnią sadzawkę z błotem działał idealnie. Napęd się nie gubił, ani zawieszał poza 1 przypadkiem, gdy przed nawrotem zredukowałem w miejscu przez całą kasetę i stanąłem na pedały – łańcuch wszedł między szprychy a największą koronkę. Co ciekawe w takich warunkach i relatywnie małej ilości asfaltu rozpiętość przełożeń była niemal optymalna, jakby się czepiać na siłę, to może na blacie przydałoby się ze 2 ząbki więcej. Manetka blokady skoku działała wzorowo, choć sam amor nie pieścił mnie przesadnym komfortem. W rezultacie na dłuższych wyrypach ręce lekko drętwiały. W dół odrabiałem zaskakująco dużo. Rose tańczył, jak mu zagrałem...czasami dosłownie – Racing Ralph 2.1 na tyle vs niekończące się błoto, korzenie i kamulce. Przy okazji utwierdziłem się w przekonaniu, że Magurkom wraz z ich wykorzystywaniem brakuje siły. Widocznie błoto i woda słabo odprowadzają ciepło.
(fot: Michał Kochel)
Po wszystkim rower wymagał jedynie wody i smaru, aby wrócić do stanu wyjściowego. Miła konfirmacja, która postawiła kropkę nad i, choć nie w słowie IDEALNY. Ten sprzęt taki nie jest. Osprzętowo można przyjąć, iż większość przytyków wynika z moich preferencji, geometrycznie mucha nie siadłaby, gdyby tak z tyłu pojawiła się sztywna oś, miejsca na oponę było trochę więcej, a główka, szczególnie w mniejszych rozmiarach, zgubiła z 10mm. Wygląd rzeczą gustu, podzielających moje, niezbyt przychylne zdanie, w tym temacie ostatecznie powinna przekonać cena, która w połączeniu z dowolnością konfiguracji szpeju wręcz nokautuje...a jeszcze tak niedawno uważałem, iż robi to Barracuda...niestety, mamy kolejny powód, by nienawidzić Niemców.