"Ass Saver" - magiczna nazwa, która z angielska brzmi jak pieszczenie pupy niemowlaka. Za to po polskiemu już nie jest tak kolorowo - jak się nie obrócisz to dupa zawsze z tyłu...i do tego mokra! A może jednak nie?
Nasze tłuściochy to kochane rumaki. Kochamy je za niesamowitą przyczepność do podłoża, za banan na buziaku, jaki wywołuje każdy podjazd pokonany nie z buta, a z siodełka. Niemniej przychodzą takie chwile, gdy tłuścioch potrafi dać w kość...najczęściej ogonową, albo twarzoczaszkę. To te momenty, gdy na naszym singletracku mamy błoto i kałuże albo kamienie. Są tacy, co je uwielbiają, np. Świnka Peppa, ale generalnie większość woli prędzej komary między zębami niż błoto za rogówką, albo ostry kamień wbity w rowek między pośladkami. Co tu dużo gadać, tłuste papucie potrafią dobrze "zaciągnąć" to co leży na drodze. Co wtedy?
Wtedy właśnie z pomocą przychodzą "pupo-chrony". Nie, to nie typowe błotniki a raczej ich bardzo okrojona wersja. Popularność zdobyły przede wszystkim w kolarstwie grawitacyjnym oraz Enduro. Ich koronnymi zaletami są:
- wygląd - nie przypominają roweru po bułki,
- waga - są ultralekkie
- prostota wykonania, montażu
- trwałość - nie korodują, są elastyczne i nie pękają od byle uderzenia
Obecnie rynek jest przesycony wieloma wzorami, w końcu wyprodukowanie takiego akcesorium to łatwizna. Różnią się miedzy sobą praktycznie detalalami, które trudno rozpoznać na pierwszy rzut oka. Istotnym minusem jest fakt, iż zdecydowanie dominują modele przeznaczone do klasycznych górali na "cienkiej kiszcze". Wersje XXL, dedykowane na tłuste koła, to nadal relatywnie mocno okrojona oferta. Ale być może dlatego będzie łatwiej opisać produkt, który trafił w moje łapska - czyli RACE FENDER GRIZZLY.
Race Fender należy akurat do grona tych producentów, którzy bardzo dobrze opanowali projektowanie "pupo-chronów", stąd bardzo ciekawił mnie tłusty niedźwiadek Grizzly. Nie zawiodłem się, przynajmniej w pierwszym momencie, gdy potężną płachtę plastiku dostarczył kurier door-to-door. Race Fender Grizzly przyszedł w kolorze Forda - czarnym, ja bym wolał neonowy zielony, ale do tego musiałbym minimum 50 sztuk zamówić, aby mieć swoją wersję "custom".
Niemniej czarny, też jest ładny - pasuje do wszystkiego. Wspomniana płachta ochronna ma długość całkowitą 38cm i widać nieuzbrojonym okiem, że jest to wynik godny każdego tłuściocha - bez problemu "przykrywa" oponę 4.8". Dla wago-maniaków ważna informacja - utyjecie aż o 168gr!! Jezuuusicku...
Nie ma odrębnej wersji na tył i przód - wszystko zależy od kierunku montażu jaki obieżecie. Na szczęście dla niezorientowanych producent wykaligrafował stosowne informacje na powierzchni naszego "niedźwiadka". Tak jak w przypadku konkurencji, tak i tu, aplikacja jest niemal dziecinnie prosta - za pomocą dołączonych do zestawu zipów, lub pasków z rzepami. Plastikowe "trytytki" wydają się pewniejsze w montażu, choć bardziej problematyczne w demontażu. Za rzepami przemawia ich wielorazowość i relatywnie mniejsza "agresywność" względem delikutaśnej powierzchni ramy.
Montaż kompletu RF Grizzly nie wymaga doktoratu, niemniej chwilę trza się zastanowić nad prawidłowym umiejscowieniem w ramie, a także nad właściwym pozycjonowaniem otworów na zipy. Tu przyznam się instrukcja mogłaby być ciut mniej oszczędna, bo nawet ja się pomyliłem za pierwszym razem i całość miała jakiś taki "mało wyględny" efekt. Ostatecznie jednak "jestę zwycienscom" i mój tłusty zadek oraz facjatę chroni groźny Grizzly. Efekt możecie podziwiać na zdjęciach.
Przyznam się, że RF robi wrażenie na tle "zwykłych" dupochronów....jest po prostu duży. Ale czy działa tak samo jak wygląda?
I tu Panie Dziejaszku dochodzimy właściwie do najważniejszej części tego testu. Otóż Race Fender Grizzly działa! Aleee........... :) tak fifty-fifty
Otóż przedni "facjato-chron" jest wręcz idealny! Wyłapuje bardzo ładnie wodę, błoto i kamienie - całkowicie spełnia swoją rolę. Oczywiście, że nie jest to normalny błotnik i nie należy go tak traktować, niemniej można się bardzo pozytywnie zaskoczyć jego skutecznością
Sytuacja przedstawia się znacznie gorzej w przypadku zamontowania RF na tył. Winowajcą jest nie tyle sam błotnik ile specyfika tłustych opon oraz tłustych ram - a przynajmniej mojej. Z racji właśnie swojego umiejscowienia oraz mimo wszystko niezbyt dużej powierzchni, błotnik nie jest w stanie uchronić naszych pośladków i chociaż części pleców przez zamoczeniem - za to bardzo dobrze chroni wewnętrzną stronę ud przed wilgocią oraz "zaciąganym" przez koła "elementem niepożądanym". Chciałoby się powiedzieć: "Lipa!, po co mi to?" To ja podpowiem...
- Primo - bardzo dobrze wygląda
- Secundo - trochę jednak chroni
- Tertio - dobrze osłania jarzmo sztycy podsiodłowej przed brudem jak też samą sztycę - niebagatelne znaczenie, gdy używamy delikatnych "myk-myków"
- Quanto - jest idealnym uzupełnieniem do błotników montowanych na sztycę.
Kolejnym ważnym elementem jest trwałość Race Fender. Materiał jest odporny na uszkodzenia, odkształcanie, można go wyginać i ciskać weń kamieniami a ten pozostaje niewzruszony, co nie jest takie oczywiste w przypadku konkurencji - udało mi się już raz połamać podobną konstrukcję, a RaceFender nadal dzielnie się trzyma. Grizzly wytrzymał tegoroczną edycję Monteria Fatbike Race, gdzie były kamulce, błoto i parę zaliczonych gleb. Był też na Szyndzielni i Skrzycznem, gdzie także parę razy całował się z podłożem. I co? I nic..poza kilkoma rysami na czarnej, matowej powierzchni.
Polecić zatem, czy nie polecić? Trochę idiotyczne pytanie, bo jak zwykle dużo zależy od pierwotnych oczekiwań. Ja nie spodziewałem się cudów i pięciogwiazdkowego hotelu i tak samo Wy nie dajcie się omamić sprzedawcy próbującemu wmówić Wam, że dupo-chrony są wybawieniem z deszczowej opresji. Nie są i nie taka ich rola. Tu celem jest minimalizm przy zachowaniu względnej efektywności. I akurat ten cel został osiągnięty w 100%. Dla mnie bomba! ;)
Michał Śmieszek