Brejking Nius! Dzień po zakończeniu Białego Kruka, gdy jeszcze nie wszyscy doszli do siebie po szokującym braku śniegu na jaw wyszły taśmy prawdy, dzięki którym dowiedzieliśmy, dlaczego w Janowie Lubelskim zamiast bielutkiego puchu, była zielona trawa i ptaków śpiew.
Tylko dla widzów o mocnych nerwach. Z racji publikacji przed godziną 22:00, liczne sceny drastyczno-magicznie-sadystyczne w tym niecenzuralny język, "wypikowaliśmy". Otóż drodzy widzowie, tuż po noworocznym afterparty, kamera CCTV na Zamku Królowej Śniegu uchwyciła kłótnię dwóch celebrytek odpowiedzialnych za utrzymywanie pokrywy śnieżnej w miesiącu styczniu. Na przeciw siebie, w złotej klatce MMA stanęły Królewna Śnieżka oraz samozwańcza Królowa Śniegu - Elza, która urwała się z innej bajki.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Śnieżka (tubalnym głosem): "A kto umarł, ten nie śnieży. [piiii, piiii]"
Elza: "No weź, [piiiii, piiii] Śnieżka, nie wygłupiaj się, przecież jesteśmy przyjaciókami, znamy się prawie 20 lat. Co ty myślisz, że to ja nie chciałam sypać śniegiem? To nie ja, to na pewno ten świr Adrian D i jego kumpel Toudi., ja tylko wykonałam rozkazy i wciągałam śnieg nosem. Błagam cię, Śnieżka, uspokój się! Przecież sama mówiłaś, że trzeba robić porządek, no? Myślisz, że ja zdradziłam? Ja nikogo nie zdradziłam, Ciebie nie zdradziłam, Śnieżka. Przecież parę razy chcieli cię stuknąć trole od efektu cieplarnianego, nie pozwoliłam im! Śnieżka, na co miałam czekać, na zeszłoroczny śnieg? Robiłam to samo co ty, na polskie sądy miałam czekać?"
Śnieżka (romantycznie jak kaflowy piec): Rozpuszczasz.....
Elza: Nie, przysięgam ci, mówię prawdę, Śnieżka...
Śnieżka (growling): ...rozpuszczasz mojego Olafa...
Elza (płaczliwie): Dlaczego?
Nagle pojawia się trzecia postać. To emeretowany oficer Franz M.:
Franz M. (zrzędliwym i przygaszonym głosem): "Dlaczego, dlaczego i dlaczego?" [Piiiiiiii] "W imię zasad..[piiiiiiiiiiii].Bo to zły Bałwan był...."
Kamera zdążyła jeszcze wychwycić jak Franz M. podnosi różdżkę Czarnego Pana - Voldemorta i jednym płynnym ruchem warg dolnych i górnych wyrzuca z siebie: Avadaaa Kedavraaa, [Piiiii, Piiii]! Tu jesteśmy zmuszeni zrobić stop-klatkę. Niestety w skutek rzuconego czaru, ciepły wiatr El-Ninio roztapia ostatnią nadzieję na białe święta oraz biały, tłusty kulig podczas IV Maratonu Biały Kruk w Janowie Lubelskim. Kurtyna.. :( :(
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Teraz już wiecie, dlaczego nasza ekipa a także pozostali uczestnicy mogli tylko z politowaniem, wręcz z lekką konsternacją patrzeć na rozpaczliwe działania organizatorów, którzy z mizernym skutkiem starali się zamienić grzane wino w śnieg. Starczyło go co najwyżej na krowi placek...(zdjęcie poniżej).
(fot.Adrian Dębski)
Aleee, tak między Bogiem a prawdą....tegoroczny Biały Kruk po raz kolejny udowodnił, że lokalne imprezy mają swój wyjątkowy charakter i warto czasami ruszyć 4 litery i spróbować rywalizacji w takiej właśnie kameralnej atmosferze. Ekipa Fatbike.com.pl dotarła do Janowa dzień wcześniej, pamietając, że tak wymagająca trasa wymaga odpowiedniej suplementacji na tłusto, w tym upłynnienia szkodliwych pustych kalorii. Do tego celu wybraliśmy lokalną pizzerię a także jeszcze bardziej lokalną kwaterę z kominkiem. Jeszcze tego samego dnia nadrobliliśmy zaległości z dobrymi znajomymi z tłustego forum fejsbukowego. I kolejna suplementacja, co by dobry wynik był dnia następnego.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Niedziela, dzień startowy, przywitała nas słońcem i wiatrem. Rejestracja zawodników rozpoczęła się wcześnie, tym bardziej, iż na liście startowej widniało ponad 300 nazwisk. Na szczęście organizatorzy mają już całkiem spore doświadczenie, więc bez większych ceregieli ogarnęli tę ciżbę. Bardzo miłym zaskoczeniem był wręczony pakiet startowy - w eko-torbie znalazło się miejsce dla biało-krukowego fajansu na herbatę z prądem (lub bez), a także lokalne zdrowe jedzenie - płatki owsiane + kasza gryczana. W przyszłym roku poproszę o kociołek ;), to będzie można od razu obiad sprawić po wyścigu.
Czekając na start spotkaliśmy czekającego Godota oraz całkiem zacną grupę tłuściochów, między innymi z Fatbike-Przygoda-cały Rok. Ostatecznie doliczyliśmy się prawie 20 fatów, co można uznać za bardzo dobrą frekwencję na badź co bądź lokalnej imprezie. Biały Kruk jest jednak skierowany do tradycyjnych górali cienkokiszkowych, dlatego tych było naturalnie najwięcej. Nie zmienia to faktu, że fatbajki skutecznie przyciągają uwagę gawiedzi - zarówno nadal pobłażliwe spojrzenia, jak również te pełne podziwu...a może nawet zazdrości.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Start rozpoczął się chwilę po godzinie 11-stej...."Czystu chopa poszło Panie w pole...w las właściwie". Pierwsza górka zaraz na początku rozciągnęła stawkę. Niemniej brak śniegu spowodował, że dalsze 29km mineło niczym z bicza strzelił. Wiosenne warunki - brak poważnego błota i dobrze ubite ścieżki dały efekt w postaci wyjątkowo wysokiej średniej przelotowej czołowych zawodników. Oczywiście autor tego artykułu nie był już tak żwawy i zbierał te wszystkie "pisiont groszy", zgubione bidony, dętki oraz klucze. Jego średnia bardziej przypominała parowóz niż pendolino. Za to, kurna, ma siłę napisać przynajmniej parę słów powyższej relacji a nie siedzi cicho tak jak "szlachta" z pierwszych sektorów.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Mam wrażenie, że trasa tegorocznego Białego Kruka, bardzo nieznacznie różniła się od tej z edycji 2019. Właściwie...to największą różnicą był brak śniegu :) :). Najgroźniejszym przeciwinikiem ścigających się była zbytnia ufność w swoje umiejętności, nieuwaga, początek sezonu grzewczego oraz słynna "sekcja mostków Cezarego Z.". W tym roku te zdradliwe bestie, ostrzejsze niż skarpetki wuja Tadzia, i bardziej śliskie niż intymny nawilżacz Dureks, zebrały srogie żniwo. Wystarczyła chwila nieuwagi, błędny ruch kierownicą, aby organoleptycznie zweryfikować stan wytyczonego szlaku. Autor tego paszkwila był tu wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Ale tak całkiem na pół serio, to Janów Lubelski ma w sobie to coś...trudno określić, czy to piękno okolicy, czy ogólna atmosfera, a może obie te rzeczy naraz. To coś, co skłania do odwiedzenia cudownego lasu, przejechania się po okolicznych trasach rowerowych. Można to zrobić na spokojnie, można tak jak my, kolarze amatorzy - na wariata z ułańską fantazją. Organizatorzy oszczędzili startującym wymagających odcinków, trzeba było mieć przede wszystkim płuca jak miechy i silną łydę, aby powalczyć o lepsze miejsce w generalce.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
Pierwsi zawodnicy koronnego dystansu Mega (29km) pojawili się na mecie zirka po godzinie jazdy, co tylko potwierdza, że trasa była stosunkowo prosta i bardzo szybka. Fatbajki nie pierwszy raz udowodniły, że mogą godnie rywalizować z klasycznymi góralami. Pierwszy zawodnik na tłuściochu pojawił się 13 minut po zwycięzcy. I uwaga...był to nasz redakcyjny kolega Bartosz. Tym razem nie dali mu rady zwycięzcy z ubiegłego roku. Neonowy Toudi grzał tyły :) :) . (oj tam, oj tam!) Na tłustym podium nie zabrakło także dzielnych dziewoji z całkiem niezłymi czasami - zawstydziły z pewnością niejednego faceta, który przeliczył się w Janowie ze swoimi siłami.
1. Bartosz Bidas
2. Michał Pac
3. Mateusz Wolski
1 Katarzyna Kowalska-Pac
2.Katarzyna Gładysz
3. Ania Ziołek
Na wpadających na kreskę zawodników czekały okolicznościowe medale - fantastyczna pamiątka, którą można pochwalić się w domu przed żoną i dziećmi: "Patrzcie, a tatuś też wygrał dziś wyścig...o czerwoną latarnię". Oprócz cennego trofeum każdy zawodnik mógł liczyć na ciepłą strawę przy ognisku oraz tradycyjną nalewkę w postaci grzańca - to również nieodłączne elementy Białego Kruka.
(fot. Robert-Radzik-Fotografia)
To teraz trochę dziegciu....Nie podobało mi się:
- BRAK ŚNIEGU
- Brak nawet złamanej czekoladki, lub paczki makaronu dla zwycięzcy kategorii FatBike - dobrze, że był pucharek :) :)
- Wiatr w oczy
Dziegć No2: Już w ubiegłym roku rzuciliśmy hasło o zoroganizowaniu cyklu tłustych imprez ze wspólną klasyfikacją kategorii FatBike. Jest to stosunkowo łatwe do przeprowadzenia i może naszym zdaniem podnieść frekwencję startujących fatbajkerów. Biały Kruk, FatBike Race i Beskidy FatBike Challenge. Co wy na to Orgowie? W tym roku znowu nie wyszło, ale dogadajcie się do diaska! Skorzystacie Wy, sponsorzy i MY - uczestnicy. Każdy wyścig utrzyma przecież swoją wyjątkowść,lokalny styl i nazwę. Pojawi się tylko dodatkowa punktacja dla wytrwałych fatowców. I być może pozostałych kolarzy, żeby nie byli zazdrośni. To jak zwykle kwestia chęci każdej ze stron. Do zastanowienia....byle by nie za długo.
Podsumowanie:
Przezajefajnie. Wracam tu za rok, jak tylko śniegu dosypią. Jak nie dosypią też wrócę, po te czekoladki i grzane wino, i dla tych wszystkich fantastycznych świrów kręcących na grubo i na cienko po janowskich lasach.
Michał Śmieszek
P.S Autorem zdjęć jest celne i doświadczone oko Pana Roberta Radzika, który kolejny raz pojawia się w Janowie ze swoim obiektywnem. Zapraszamy do pełnej galerii zdjęć >>tutaj<<
* Wykorzystano i zmieniono dialog z filmu "Psy" (Władysław Pasikowski, 1992)