Jak co roku biorę udział w wyjątkowym maratonie: Tour de WOŚP. Impreza została wymyślona kilka lat temu przez Kórnickie Bractwo Rowerowe i kontynuowana jest co roku podczas finału WOŚP, oraz w wersji "korespondencyjnej" - sami wybieramy dystans i gdzie go pokonujemy, zazwyczaj mając 3 tygodnie czasu na wykonanie zadania. Po raz kolejny w pokonaniu trasy pomógł mi Giant Defy Advanced 1.
Maciej Paterak
Aby wziąć udział w tym maratonie, wystarczy się zapisać i opłacić wpisowe - w tym roku było to 120 zł, z czego stówka szła na Orkiestrę, a 20 zł na pamiątkowy medal i koszty organizacji. Następnie w wyznaczonym przez Organizatora czasie wykonać zadanie. Do wyboru mamy kilka dystansów: 25, 50, 100 i 200 km. Jak każdy ultras, zazwyczaj wybieram najdłuższy dystans, czyli w tym przypadku 200 km.
Tradycyjnie wybrałem wersję zdalną, bo do Kórnika mam daleko, a ideą imprezy jest wspieranie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a nie dotowanie PKP czy Orlenu. Tradycyjnie też przejechałem się moją ulubioną trasą, tj. Wiślana Trasą Rowerową do Krakowa (lewym brzegiem do celu, prawym z powrotem). Za punkt honoru przyjąłem, że mimo braku takiego wymogu, chcę pokonać dystans podczas trwania Finału WOŚP. Niestety w tym roku pogoda zbytnio nie rozpieszczała i musiałem walczyć z mrozem i wiatrem. Śnieg też się pojawił, ale na szczęście opad nie był zbyt duży.
Wyjechałem wcześnie rano, ale już po wschodzie słońca, żeby oszczędzić akumulator w lampie. Kierunek Wilamowice, stamtąd całkiem przyjemną trasą na Oświęcim, gdzie rozpocząłem podróż WTR-em. Muszę przyznać, że zimą jedzie się jeszcze fajniej, bo jest tu całkiem pusto. Jedynie ten mróz... Pierwsze godziny da się przeżyć, zwłaszcza jak wiatr wieje w plecy, ale przed Krakowem popełniłem błąd nie zatrzymując się na ogrzanie w moim ulubionym miejscu. Uznałem, że w sumie już nie daleko do celu, a na wylocie z dawnej stolicy Polski, dokładnie w Tyńcu, mam fajną knajpę dla rowerzystów.
No niestety, te dwie dodatkowe godziny nieco zbyt mocno mnie wychłodziły i miałem spory problem z odpowiednim ogrzaniem stóp - mocno zesztywniały. Straciłem sporo czasu starając się przywrócić właściwą temperaturę. Jakby tego było mało, w drodze powrotnej towarzyszył mi mocny wiatr prosto w twarz. Walki z wichurą nie ułatwił mi brak sensownych treningów w ostatnim czasie, oraz przebyta "chwilę" wcześniej choroba. Mocno się namęczyłem, żeby dotrzeć do Oświęcimia. Tutaj też musiałem ponownie zatrzymać się na dłużej, bo znowu miałem spore problemy ze stopami. Muszę w końcu kupić buty zimowe... ;)
Niestety zapadł już mrok i resztę trasy musiałem jechać już po ćmoku. Na szczęście do domu miałem już stosunkowo blisko, a trasę bardzo lubię i znam na pamięć. Rozgrzewka co prawda wiele nie pomogła, ale tym razem musiałem wytrzymać jedynie ok półtorej godziny i zadanie wykonane! Stóp na szczęście nie odmroziłem, a w domu spokojnie "doszły do siebie". Najważniejsze, że zadanie wykonane, jest satysfakcja i piękny medal na pamiątkę.
Dodam jeszcze dla zainteresowanych Tour de WOŚP, że aby otrzymać medal musimy jedynie wysłać ślad trasy Organizatorowi i po pozytywnej weryfikacji już tylko czekamy na przesyłkę.